Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Medytacje, praktyki religijne, a mądrość

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Rozwój duchowy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:02, 27 Wrz 2011    Temat postu: Medytacje, praktyki religijne, a mądrość

JJW111000744

Medytacje, praktyki religijne, a mądrość

Czy praktyki medytacyjne są przeprowadzane właściwie?
Tutaj nie w sensie ich samych jako takich, lecz w sensie ich umiejscowienia w życiu i w osobowości medytującej osoby.
Czy właściwe jest, gdy ktoś stawia je ponad relacjami z innymi ludźmi, a je same czyni nadrzędnymi w oderwaniu od ludzi?
Wiadomo, kto to jest bodhisatwa.
A co dla bodhisatwy jest najważniejsze?
Medytacje, czy żywe istoty?

Czy jeśli praktykujący lekceważy ludzi poprzez stawianie swoich praktyk duchowych ponad nich i ponad dobre relacje z nimi, to czy zachowuje się jak bodhisatwa?
Wiem, że są osoby medytujące stawiające czas swojej medytacji ponad przyjaźń, czy ponad rodzinę. Ponad chwilową potrzebę przyjaciela, czy kogoś z najbliższej rodziny, przedłożą zaplanowaną medytację. Tymczasem medytacja nieraz może poczekać, gdy proszący bliski człowiek i zdarzenie raczej nie zaczekają. To jedno.
Zaś drugą kwestią jest to, że prawdziwa medytacja polega także na właściwym współistnieniu z ludźmi, gdyż medytacja to właściwy stan umysłu, który czyni człowieka zdolnym do właściwego współistnienia.
Nie jest wielką sztuką, co rano i co wieczór odciąć się od innych (do tego nie licząc się z ich uczuciami), by wprowadzić się w nastrój duchowości.
Prawdziwa sztuka to posiadać nastrój życzliwości będąc z innymi. I to jest prawdziwa duchowość.
Siedzenie i mantrowanie mają też w dużym stopniu nauczyć nas bycia życzliwymi dla innych. Dlatego nie mogą być ważniejsze od innych.
Oczywiście nie jest to łatwe. Dlatego aby to osiągnąć tysiące osób spędzało życie w klasztorach. Takie odosobnienie miało służyć intensywnej pracy, by wzrosnąć do tego, aby kiedyś mieć lepsze relacje z innymi. Dlatego nie można lekceważyć innych. Szczególnie wtedy, gdy prowadzi się świeckie życie i praktykuje się medytację, gdyż wtedy robi się coś gorszego od tych, którzy w ogóle nie medytują, ale za to nie przejawiają aż takiego lekceważenia innych. Niestety wielu medytujących mniema, że skoro medytacja jest taka ważna, to mogą lekceważyć innych, np. wybierając poświęcenie czasu medytacji ponad poświęcenie czasu bliskiej osobie.
Zupełnie inna sytuacja jest jak osoba decyduje się poświecić swoje życie duchowości, np. zamieszkując w klasztorze, czy podejmując jakiś dłuższy okres odosobnienia, wcześniej uregulowawszy sprawy swojego świeckiego życia.
Wybrała taki rodzaj pracy nad swoim umysłem i ma to swoje uzasadnienie, o czym będzie dalej.
Bowiem zazwyczaj wszyscy medytujący w czasie medytacji osiągają spokojny stan umysłu nawet przez godzinę, czy dwie, natomiast w normalnym życiu potrafi ich wzburzyć byle drobnostka i wtedy nie potrafią wejść w spokój umysłu nawet na minutę... Za to pozwalają unosić się falom emocji.
Dotyczy to wielu..

Jaki zatem jest pożytek z takiej godzinnej medytacji, gdy odbywa się jedynie jako proces egocentryczny połączony z odtrąceniem kogoś bliskiego?
Radość? Samozadowolenie?
Jeśli tak, to inni ludzie osiągają to samo poprzez inne zajęcie hobbistyczne.
Bo dokładnie tak właśnie jest. Każda praktyka duchowa, religijna, jeśli nie wywiera pozytywnego wpływu na postępowanie praktykującej osoby, i nie czyni jej doskonalszą, to jest jedynie zajęciem hobbistycznym i niestety silniej egoistycznie przejawianym od innych zajęć.
Często tak silnie, że przedkładane jest ponad kontakt z kimś, dla kogo osoba medytująca jest bliska. Wybierana jest medytacja zamiast człowieka.
Myślę, że warto się nad tym zastanowić.

Nie znaczy to, by nie medytować. Należy jednak wiedzieć, że medytacja to jedynie narzędziem. Mam tu raczej na myśli siedzenie w tym, co powszechnie jest uznawane za medytację. Pozycja siedząca jest jedynie pozycją cielesną, która pomaga osiągnąć właściwy stan umysłu.
Zatem to stan umysłu jest tutaj ważniejszy, niż to, że ktoś przyjmie fizyczną postawę siedzącego Buddy.

Wiadomo, że jakakolwiek praca duchowa w świeckim życiu, mająca udoskonalić człowieka, nie przynosi tak szybkich i oczekiwanych rezultatów, jak np. ktoś by tego oczekiwał od osoby praktykującej (jakąkolwiek formę religijności).
Tym bardziej, więc błędem jest stawianie religii ponad innych ludzi. Bowiem jednym z pierwszoplanowych celów religii jest dobra relacja z innymi.
Zatem u świeckiej osoby na pierwszym planie powinni być ludzie, a religia, czy medytacja na drugim – bo mają one służyć temu pierwszemu.
A że nie jest to takie łatwe to spotykane są dwa zjawiska:
1. Zarzut innych, że osoba religijna, medytująca, modląca się, wierząca, przejawia jakieś niedoskonałości.
2. Oddanie się niektórych osób na tyle intensywnej pracy duchowej, że postanawiają na jakiś okres, albo na cały przyszły okres swojego życia - zrezygnować z życia świeckiego.

W rzeczywistości oba te zjawiska są naturalne. Po to właśnie są praktyki duchowe w świeckim życiu, by ludzie pracowali nad osiąganiem doskonałości. Gdyby byli doskonali, te praktyki byłyby zbędne.
Naturalne też jest to, gdy ktoś poświęca całe swoje życie na intensywną pracę nad sobą.
W obu przypadkach jednak należy mieć stale na uwadze, do czego jest doskonałość, oraz gdzie i kiedy się manifestuje najlepiej: Czy w samotności?

Samotność może być jedynie okresem ułatwiającym wewnętrzną pracę. Okresem regenerującym umysł. Jest, zatem okresem bardziej przygotowawczym do pracy właściwej.
Nie można, zatem postrzegać jej jako czegoś najważniejszego, ani jej, ani siedzącej medytacji, ani np. słownej modlitwy.


Pamiętajmy jednak, abyśmy zbytnio niczego nie generalizowali. Wówczas, bowiem powstają dogmaty, które przy złożoności i elastyczności życia, mogą wyrządzić komuś krzywdę.
Przedstawiłem więc jedynie sprawy do przemyślenia, do tego, aby mieć je na uwadze, lecz ponad tym wszystkim każdy musi kierować się mądrością – bo z niej samej jedynie zawsze płynie właściwe działanie. Wskazówki są dobre, lecz same w sobie nigdy nie mogą być mądrością – dlatego, że zawsze kiedyś jakaś sytuacja je przerośnie, a wtedy kierowanie się nimi okaże się głupotą.

Wskazówki mogą rozwijać mądrość u człowieka – zbliżać go ku niej, lecz same z siebie nie obdarzą go nią.

Jerzy Karma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 7:47, 12 Wrz 2012    Temat postu: Medytacji stan a doskonałość

JJW111000808

Medytacji stan a doskonałość

Czy jest konieczne i niezbędne, aby z historią powstania praktyki medytacji łączyć jakieś osoby?
Miliony ludzi łączy z medytacją choćby Buddę. Jednak wszyscy oni w zasadzie Buddy nie znali osobiście. Nie znali go jako osoby. Czy zatem jest to łączenie z osobą? Wink
Wszystko zależy od tego - z jakiej perspektywy patrzymy; oraz od tego - co w tym uwzględniamy.
Najczęściej umysł ludzki uwzględnia jakiś wycinek rzeczywistości (któż z ludzi może powiedzieć, że wie wszystko?) i poprzez ten wycinek patrząc uważa, że widzi wszystko...
Każdy myśli, że WIDZI, a w rzeczywistości widzi własny umysł - bo tym są jego oceny świata.

Właściwa medytacja miała na celu wyjść z takiego subiektywnego błędnego "widzenia świata". Miała być uwolnieniem się od popełnianych błędów.

Subiektywny umysł ma skłonność do nakręcania się, umacniania swojej "racji", a im bardziej się umacnia w swoich "widzeniach" tym lepiej się czuje (choć czasem też gorzej), gdyż dowartościowuje go jego przekonanie, że "wie". I dlatego tym trudniej mu wyjść z drogi subiektywnych i nieraz błędnych ocen - gdyż zburzy to dotychczasowe dobre samopoczucie wynikające z mniemania o "swojej racji".

Cóż, prawie każdy lubi mieć przekonanie, że wie.
Któż potrafi jak Sokrates stwierdzić: "Wiem, że nic nie wiem."
I oto mamy w tych słowach Sokratesa to samo, co jest "buddyjską pustką".
Czym to jest?
To wyciszenie od własnej subiektywności .
Uwolnienie się od dotychczasowych programów .
Nie ich odrzucenie, lecz odsunięcie na bok - w takim sensie, że nie mają władzy nad umysłem, nad jego dalszym poznawaniem świata.
To otwartość niczym u dziecka.
Na taki stan wskazywał też Jezus.

Spotykamy zatem tu już Buddę, Sokratesa, oraz Jezusa.

Niektórzy medytację postrzegają troszeczkę inaczej. Np. tak, że siadają i siedzą bez ruchu, a przy tym trzymają się swojego ego i swoich subiektywności.
W rzeczywistości nie robią wówczas nic więcej ponad to, co robią drzewa.
Drzewa też tak medytują. I nadal są drzewami.
Podobnie ci ludzie się nie zmieniają. Owszem, wypuszczą jakieś gałązki, czyli nowe cechy, jednak nadal są tym samym "drzewem". Nadal "drzewem".

Jest też coś takiego jak zabawa w medytację. Oczywiście tak bardzo poważnie ta zabawa jest traktowana, że dla bawiącego się w medytację nie jest to zabawą.
Z zabawy jednak nie ma innych efektów poza takim, że zabawy przygotowują dopiero do prawdziwych działań. Dlatego w wielu sytuacjach zabawy są dobre. Niedobre są wtedy, gdy zaczynają zastępować poważne działania.

Medytacja - jako otwarcie umysłu - niekoniecznie musi mieć związek z jakąś nieruchomą pozycją ciała.
Pozycje nie zawsze są konieczne.
Zdrowi ludzie np. zasypiają bez trudu.
Jednak osobom mającym trudności z zasypianiem zalecana jest dzisiaj odpowiednia praca z ciałem. Są to najnowsze odkrycia badaczy i naukowców. "Nowe" metody.
Mędrcy przed tysiącami lat już jednak odkryli wpływ pracy z ciałem na umysł.
Dlatego wprowadzili nieruchome pozycje dla ciała, by w ten sposób wpłynąć na nadmiernie rozbiegany i pochłonięty swoimi subiektywnościami umysł.
Dlatego też wprowadzili pozycje hatha jogi.
Jednak joga nie była dla nich wyłącznie dziwnymi pozycjami ciała. One nie były podmiotem działań, lecz narzędziem. Podmiotem był stan umysłu lub jak ktoś woli: stan duszy.

Osobiście rzadko siedziałem cieleśnie w pozycji medytacyjnej. Zawsze wolałem i wolę medytować poprzez fizyczną pracę. W niej zachowując spokój umysłu, wyciszenie i otwartość na świat, a jednocześnie koncentrację na pracy. Gdy ją dobrze wykonam, to moja koncentracja była dobra.
A jak wykaże swój poziom koncentracji ten, kto siedzi np. w zazen?
Zostaje mu jedynie jego własne przekonanie, a te jak wiadomo bywa subiektywne.
Mi osobiście też takie siadanie kojarzy się najczęściej z udawaniem czegoś, czego się tak naprawdę nie ma. To, że ktoś siedzi w pozycji choćby lotosu, nie oznacza, że medytuje.
Zależy to bowiem od jego umysłu, oraz stanu jego pola informacyjnego.
Bowiem gdy utwierdzenie w subiektywności jest zbyt silne, to nie pomoże nawet pozycja lotosu. Wręcz przeciwnie, subiektywizm ulegnie jeszcze większemu utrwaleniu.
Można się domyślać, że dlatego Pisma Wedyjskie instruują, że w obecnej epoce, Kali yudze, siedzenie tego rodzaju nie jest raczej dobrym rozwiązaniem dla rozwoju duchowego.
A co jest wskazane dla obecnej epoki?
Koncentracja na polu informacyjnym Boga.
Znaczy to tyle, by niedoskonały człowiek zamiast koncentrować się na swojej niedoskonałości koncentrował się na doskonałości.
Zatem mogą to robić nawet ci, którym pojęcie Bóg kojarzy się z nadużyciami niedoskonałych ludzi w ruchach religijnych. No cóż, zamiast ludzi obwinili Boga. Odrzucili Go. Też za to, że dał im wolność.
Wiara w Boga nie jest jednak wierzeniem w jakąś postać faceta, czy fajnej babki.
WIARA w Boga, to wiedza o tym, że istnieje doskonałość – w sensie istnienia właściwego, gdzie wszystko jest bardzo dobre – oraz dążenie do niej.
Zatem prawdziwa wiara w Boga w przypadku ludzi, to dążenie do doskonałości.
Zatem nawet mentalny ateista, gdy dąży do doskonałości, to wierzy w Boga, choć w swoim rozumie odrzuca określenie Boga, gdyż rozumie przez nie coś innego.
Wszystko zatem zależy od rozumienia słów. Od tego komu jakie słowo co oznacza.

Dzisiaj wielu ludzi popełnia taki błąd, że utożsamiają się z Bogiem myśląc, że są Bogiem. Tyle tylko, że oni to robią i trwają w swojej niedoskonałości.
Cóż im zatem z tego? Poza miłym dla nich urojeniem.
Jedyny właściwy rodzaj utożsamiania się z Bogiem to utożsamianie się z Jego doskonałością w taki sposób, że dąży się do tej doskonałości.
I tylko w tym sensie człowiek ma w sobie boskość, że ta doskonałość jest w jego zasięgu, a on może sam wybrać, czy ku niej iść.
Jednak nawet wielu nauczycieli opisało to niezbyt prawidłowo poprzez stwierdzenia typu, że "człowiek jest Bogiem". Chodzi tu w zasadzie o to, że ma w sobie boskość, ale polega ona też na tym, że może zadecydować, czy ma po nią sięgać, oraz ją tworzyć w sobie.

Teraz niech każdy wyobrazi sobie, że jest doskonały i żyje pośród niedoskonałych.
Jaki będzie miał do nich stosunek?
Na ile będzie w stanie ich zrozumieć?
Jaką będzie miał umiejętność wybaczania? Widzenia przyczyn niedoskonałości. Rozumienia ich zaistnienia.

Zatem nasza niedoskonałość ma nie tylko uczyć nas potrzeby doskonałości, lecz także powinna nauczyć nas wybaczania.
Bo dzięki własnej niedoskonałości możemy nauczyć się rozumieć przyczyny i źródła niedoskonałości innych.

To jednak nie wystarczy do pełnego zrozumienia każdej niedoskonałości.
To zrozumienie można osiągnąć tylko mając wiedzę o człowieku.
O tym –co go tworzy: utworzyło i nadal tworzy.
O tym co udaje w nim własna myśl i myśl innych.
Także o budowaniu i tworzeniu jego wrażliwości, aż do poziomu empatii.

Doskonałość bowiem można odzyskiwać się przez któryś z tych procesów:
- przez właściwe myślenie
- przez empatię
- przez praktyki duchowe

Najszybciej ku niej idą ci – którzy korzystają z nich wszystkich.


Jerzy Karma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:56, 30 Lis 2014    Temat postu: Medytacja a czystość. Pokój.

JJW111000900

Medytacja a czystość. Pokój.

W Tybetańskiej Księdze Umarłych jest napisane, jak ważny dla stanu po śmierci jest energetyczny stan: ciała, kanału wewnętrznego na którym leżą czakramy, oraz stan lewej i prawej nadi - leżących obok tego kanału.
Stan dobry to stan jak najczystszy karmicznie, a zarazem energetycznie.
Co to znaczy?
Człowiek taki jest utwierdzony wewnętrznie w spokoju.
Im bardziej jest czysty, tym mniej ulegnie poruszeniu przez zewnętrzne niedogodności życiowe, czyli zachowa spokój. Będzie w ten sposób w stanie medytacji w każdej sytuacji życiowej.
To dlatego gdy mistrza pytają o medytację, ten odpowiada, że medytuje stale.

A czym jest pozycja medytacyjna zwana siedzeniem? Jest tylko ćwiczeniem ucznia które oswaja go ze spokojem i stopniowo przyzwyczaja do spokoju ucząc, aby trwać w nim jak najczęściej.
Jest to budowanie odpowiedniego nastawienia umysłu osób u których ich umysł ma wiele niewłaściwych nastawień, które takim człowiekiem wstrząsają, niepokoją go i męczą pod wpływem różnych czynników życiowych.

Zatem prawdziwie medytują nie ci - którzy siedzą w lotosie; lecz ci - którzy są zrównoważeni psychicznie.
Medytacja w lotosie, czy innej pozycji siedzącej, jest ćwiczeniem dla niezrównoważonych, by nauczyli się zrównoważenia.
Jeśli zaś zrównoważeni medytują w pozycji, to pogłębiają stan swojego zrównoważenia.

Co jeszcze jest podstawowym towarzyszem i nieodłączną cechą medytacji?
Koncentracja na spokoju.
Owocem medytacji i tej koncentracji - jest trwanie w spokoju.


W poprzedzającym poście napisałem o wyciszeniu od własnej subiektywności. Zaś w pierwszym podkreśliłem, że prawdziwą naturą medytacji jest właściwy stan umysłu - spokojny stan umysłu.
Jest tak dlatego, ponieważ to właśnie nasze subiektywne postrzeganie świata oraz istnienia powodują nasze wszelkie niepokoje.
I nie pochodzą one wyłącznie z tego, co myślimy dziś albo myśleliśmy niedawno. One tkwią w naszych czakramach, które stanowią część naszej umysłowości. I to my je kiedyś tam ulokowaliśmy. Działają jak kamerton – manifestują się odpowiednio do doświadczanych sytuacji na zasadzie identyczności wibracji.
Te wewnętrzne kamertony buddyzm opisuje jako "dokuczliwości" (klesia), czy jako skazy hamujące proces przejrzenia duchowego, którego owocem jest uspokojenie. Jednak owe kamertony w reakcji ze zjawiskami zewnętrznymi wytwarzają potok wzburzonych cech ciała i umysłu. Dlaczego najpierw ciała? Dlatego, że czakry jako część umysłowości najpierw oddziałują na ciało, emocje, uczucia, a następnie na myśli.
Czakry są potężnymi ośrodkami umysłowości człowieka. Tak bardzo, że mało kto jest to w stanie wyobrazić. Dlatego im większe ktoś sprawił ich zaśmiecenie najróżniejszymi kamertonami – tym trudniej mu się od nich wszystkich uwolnić. Praktyka duchowa (praca nad swoją umysłowością) takiej osoby musi być odpowiednio długa.

Czytanie pism poświęconych pracy duchowej także spełnia funkcję oczyszczającą.
Każdy powinien czytać głównie takie pisma – które wnoszą pokój w jego duszę, ciało i umysł.


Jerzy Karma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Rozwój duchowy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island