Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jerzy Karma
Referent
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1091
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 5:52, 28 Kwi 2008 Temat postu: 3. Wstęp |
|
|
WSTĘP
„Aż będzie wylany na nas Duch z wysokości. Wtedy pustynia stanie się urodzajnym polem, a urodzajne pole będzie uważane za las.
I zamieszka na pustyni prawo, a sprawiedliwość osiądzie na urodzajnym polu.
I pokój stanie się dziełem sprawiedliwości, a niezakłócone bezpieczeństwo owocem sprawiedliwości po wszystkie czasy.
I zamieszka mój lud w siedzibie pokoju, w bezpiecznych mieszkaniach i w miejscach spokojnego odpoczynku.
Lecz las padnie znienacka, a gród legnie w poniżeniu.
Szczęśliwi jesteście, gdyż możecie siać nad każdą wodą, woły i osły wszędzie puszczać wolno.” (Izaj. 32:15-20, BW)
Kto zaś myśli, „Nie potrzebuję Ducha. Sam mądry jestem. Sam zdobywam, co mi trzeba i dobrze sobie radzę”, to do niego odnoszą się słowa:
„Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły.” (Obj. 3:17, BW)
Dając Ci tę książkę, daję swój umysł, wchodząc doń zdejmij buty, a wprowadzę Cię w to, co jest poza nim. Buty Twoje nie są Twoimi; są tylko Twoim obciążeniem, tym, co winieneś odrzucić i nie oglądać się wstecz. One są narzuconym programem, narzuconą osobowością, wprogramowanym w Ciebie światopoglądem, który jest nawet mocniej przywiązany do Ciebie niż jakiekolwiek buty, a Ty chodzisz w nim po świecie będąc nim zniewolony. Oczyść się i stań się wolny jak dziecko, lecz nie możesz być już nieodpowiedzialny jak ono, i bierz tylko to, co jest pożyteczne Tobie oraz innym. Każde buty, bowiem są tylko cząstką tego, co zawiera świat.
A świat zawiera i dobro i zło, gdyż Bóg uczynił wszystko bardzo dobrym („I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre.” - 1 Moj. 1:31, BW), lecz przyszedł szatan i zasiał w świecie zło.
„Przyszli więc słudzy gospodarza i powiedzieli mu: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swojej roli? Skąd więc ma ona kąkol?
A on im rzekł: To nieprzyjaciel uczynił. A słudzy mówią do niego: Czy chcesz więc, abyśmy poszli i wybrali go?
A on odpowiada: Nie! Abyście czasem wybierając kąkol, nie powyrywali wraz z nim i pszenicy.” (Mat. 13:27-29, BW)
„Rola zaś, to świat, a dobre nasienie, to synowie Królestwa, kąkol zaś, to synowie Złego.
A nieprzyjaciel, który go posiał, to diabeł, a żniwo, to koniec świata, żeńcy zaś, to aniołowie.” (Mat. 13:38-39, BW)
Dlatego kto z Was jest dobry niech nie przyjmuje od synów Złego ich złych cech, bo wtedy stanie się jednym z nich, nawet jeśli będzie te cechy i złe uczynki usprawiedliwiał związkiem z religią. Chrystusa bowiem też ukrzyżowano mając na uwadze religię, lecz czy to religia Go ukrzyżowała? Nie! Zrobili to synowie Złego wraz z głupcami, których zwiedli swoim autorytetem i swoimi naukami. /Podobnie dzieje się zawsze, gdy ktoś w imię religii lub Boga nawołuje do zabijania./
Narzucili im na twarze maski zła, które stały się ich butami, gdyż w nich zaczęli chodzić i żyć, a buty te, to złem lub głupotą ograniczony umysł i przez to tkwiący w niewiedzy. Nie rozumiejący wielu spraw i widzący tylko „swoje”. Dlatego jest to umysł przywiązany, zamknięty przywiązaniem. Umysł pewny siebie w swojej głupocie, że ona jest czymś właściwym, oraz zamknięty w sobie tą pewnością. Zamknięty przed poznaniem Prawdy o życiu.
Życie bowiem jest dobre, jest słodkie. Lecz diabeł obuł człowieka w zachłanność, pęd i gonitwę za czymś czego jeszcze nie ma, przez co popchnął go w niepokój i nieustanną troskę.
Człowiek zaś gonitwą za tym, czego nie ma, wyraża swoją nieufność wobec Boga.
I o ile dla złych nie ma już ratunku, bo być nie może, gdyż są źli, o tyle dla tych, którzy źle czynili z powodu swojej głupoty i naśladowania złych, jest ratunek. Mogą bowiem nabyć mądrości i zacząć postępować zgodnie z tym, jacy są naprawdę. Muszą jednak odrzucić od siebie obuwie szatana, którym też są zachłanność i gonitwa za tym, czego jeszcze nie mają.
„Postanowiłem szczerze mądrością zgłębić i zbadać wszystko, co się działo pod niebem: Jest to żmudne zadanie, jakie zadał Bóg synom ludzkim, aby się nim trudzili.
Widziałem wszystkie sprawy, które się dzieją pod słońcem, a wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem.” (Kazn. 1:13-14, BW)
A jaki jest umysł wolny? Umysł wolny jest całym światem, nie zaś jego ograniczoną cząstką. Taki może być umysł pusty, czyli czysty od egoizmu i gonitwy za marnościami. Taki może być umysł pełny, czyli zawierający w sobie nie tylko potrzeby swoje ale zawierający też potrzeby wszystkich ludzi, oraz miłość. Nie zaś umysł zawierający ograniczoną cząstkę świata, do której się przywiązał i na którą się uwarunkował, oraz którą się stał.
Wolny umysł można porównać do odbicia świata. Jest on jak lustro. Odbija wszystko i jest ciągle gotów na wszystko nowe. Niczym więcej jest poza tym odbiciem - wtedy, gdy odbija. Albowiem należy do świata - jak zatem może być czymś ponad to? Dlatego jest wolny od egoizmu, czyli pozostaje nieograniczony w duchu, choć w wypadku ludzi podlega jeszcze ograniczeniu w ciele ze względu na ich egoistyczną przeszłość zwaną grzechem pierworodnym, czyli tym, co przejęli po przodkach, poprzez narodziny i wychowanie, a w czym większość chce trwać także duchem i umysłem, nie zaś tylko cieleśnie.
Wolny umysł jest gotów na nowe, lecz nie goni za tym.
Jeśli zaś przyjmiemy, iż umysł jest czymś na wzór lustra i że ma naturę lustra, wówczas zauważymy jaka jest ta natura. Dlatego można powiedzieć, iż umysł ma pustą naturę. Można jednak też powiedzieć, że ma naturę wszystkiego - podobnie jak lustro w którym przecież można ujrzeć wszystko, wystarczy by znalazło się w odpowiednim miejscu: niczego nie odrzuci i wszystko przyjmie.
Obecnie można umysł porównać do monitora komputera na którym pojawiają się różne obrazy, lecz przelotnie. Gdy jednak jakiś obraz będzie wyświetlany długo i będzie to często powtarzane, to taki obraz może wypalić swój ślad na monitorze i go zanieczyścić, czyli zepsuć. Następuje to wtedy, gdy zostawia się samotnie włączony monitor z jednym obrazem. By zapobiec temu zjawisku stosuje się programy zwane wygaszaczami ekranu. Działają one w ten sposób, że gdy przez dłuższy czas na monitorze wyświetla się statyczny obraz, to automatycznie włączany jest obraz z ruchomymi obiektami, gdyż takie nie są w stanie wypalić ekranu. Językiem fotografa można powiedzieć, że obraz o krótkiej ekspozycji nie naświetli na tyle monitora, by powstało w nim zdjęcie. Umysł ludzki działa bardzo podobnie jak takie lustro z cechami monitora.
Jest zatem takim lustrem, że gdy jakiś obraz zbyt długo w nim trwa to obraz ten wypala się w nim i pozostaje jako przywiązanie lub skłonność. Pozostając zaś nie pozwala mu odbierać w sposób czysty nowych rzeczy, gdyż ich ogląd staje się zanieczyszczony tym, co w umyśle zostało „wypalone” (a raczej co zostało weń wpalone) już wcześniej i co zanieczyszcza obecną teraźniejszość zniekształcając ją.
Monitor zanieczyszczony „wpalonym” weń obrazem nadaje się w zasadzie tylko na złom.
A co się dzieje w przypadku ludzkich umysłów? Zamiast być takimi lustrami-monitorami stają się statycznymi obrazami, które nazywa się osobowościami. No tak, bo przecież każdy obraz jest inny. Na tym polega jego osobliwość. Ale to tylko obraz. Jakiś statyczny fragment świata. Na dodatek często zawierający w sobie jakieś elementy niedoskonałe posiane przez szatana. Elementy, które zostały utrwalone długim zajmowaniem się nimi.
/Powyższe porównania tylko częściowo ukazują całe zjawisko, ale mają za zadanie naprowadzić do choćby częściowego ujrzenia tego, czym jest człowiek./
Człowiek idzie z takim obrazem przez życie niczym w butach. I te buty nazywa umysłem. Nazywa je też swoją osobowością. Z ograniczonego punktu widzenia to jest osobowość, ale nie jest to umysł.
Umysł jest bowiem otwartą mentalną przestrzenią, nie zaś mentalnym więzieniem, gdzie nie każdy może wejść albo wyjść. Dlatego umysły większości ludzi należy porównać do klatek, a nie do przestrzeni.
Podobnie prawdziwa osobowość jest czymś żywym i tak potężnym jak sama przestrzeń. Dlatego mówi się o prawdziwym Bogu, że jest niezgłębiony i niepojęty. Dlatego wielu z tych, którzy Go doświadczyli i którzy mentalnie byli przywiązani do pojęcia osobowości człowieka, stwierdziło że Bóg jest bezosobowy. Niektórzy z nich stwierdzili tak ze względu na większość ludzi, chcąc im w ten sposób pokazać, że osobowość Boga w porównaniu z ludzką jest jej zaprzeczeniem i nazwali ją bezosobową.
W rzeczywistości to Bóg jest osobowy, człowiek zaś jest bezosobowy. Podobnie jak bezosobowe są rzeczy, obrazy, czy wypalone monitory. Wszystko to są jedynie jakieś ślady, reprezentacje czegoś. Czy można tu mówić o osobie?
A jednak Bóg dał i ciągle daje człowiekowi szansę bycia osobą. Dlatego dał mu wolną wolę, czyli niezależność. Co prawda w pewnym sensie ograniczoną ale z możliwością jej rozwijania. Większość ludzi jednak ogranicza siebie jeszcze bardziej i coraz bardziej zamyka w jakiejś klatce ciasnej osobowości. Tworząc w ten sposób swój obraz, który staje się subiektywnym światem człowieka, jego własnym światem. I ten świat ograniczonego umysłu staje się filtrem, zniekształceniem, kolejnych odbiorów rzeczywistości. Następuje mechaniczne tworzenie kreatury umysłu. Jak może wyglądać świat istot z takimi umysłami?
Dzieje się tak, bo umysł zbyt szybko chce osiągnąć cel. Chce wiedzieć JUŻ - TERAZ.
Właśnie wtedy wpada w pułapkę zamknięcia, ograniczenia, niewiedzy. Chciał posiadać Prawdę, więc przyjął za Nią cokolwiek. W ten sposób poprawił swoje samopoczucie. Płaci jednak za to tym, że zamknął przed sobą swoje przeznaczenie poznania tej Prawdy.
Dlatego człowiek nie może chcieć posiadania Prawdy. Może jedynie do niej dążyć. W Prawdzie są bowiem jedynie Ci, którzy do Niej dążą i Jej szukają.
Tacy posiadają wolny umysł. Ten zaś odbija w sobie wszystko w sposób wolny, bezkrytyczny. Sam niczego nie przyjmując.
Gdy słyszy się o pustym umyśle (pustym w tym sensie, że jest wolny od skażeń), który odbija wszystko, czyli który akceptuje /w określony sposób/ wszystko, można tego nie zrozumieć i zarzucić nawet niemoralność, a nawet czasem i głupotę.
Jednak ta akceptacja jest tu tylko obserwacją i to szeroką obserwacją, np. widzę złodzieja jak kradnie i widzę jak wiele może mieć powodów, by to robić, widzę jednak, że jest ograniczony skoro wybrał tę niewłaściwą formę działania, widzę także osobę pokrzywdzoną przez niego i jej krzywdę, widzę też społeczeństwo, jego normy, te mądre i te głupie, widzę policję i swoją obecną rolę jako członka społeczeństwa i jako świadka zdarzenia, zależnie od przypadku albo interweniuję sam albo powiadamiam policję jako członek tego społeczeństwa.
Mimo, że współczuję złodziejowi. Jednak wybrał niewłaściwą drogę i jeśli moje współczucie jest mądre, to powinienem przyczynić się do tego, by jak najszybciej poniósł konsekwencje za swój zły uczynek i zaprzestał kraść.
To jest właśnie szeroka obserwacja: widzę złodzieja, ludzką krzywdę okradanego, społeczność i policję, która służy tej społeczności, oraz siebie jako właściwie unerwioną komórkę tej społeczności; rozumiem motywy złodzieja i to, że niestety musi ponieść karę, dla swego dobra i dobra społeczności, czyli i mojego, bo jestem jej cząstką.
Oczywiście w mądrości nie ma reguł, bo wtedy byłaby to głupota. Bywa, bowiem czasem i tak, że ktoś może być przez jednych postrzegany jako złodziej, a wcale nim nie będzie. Jeśli np. jakiś naród najedzie Twój kraj i zabierze Twój majątek Ciebie czyniąc niewolnikiem, to czy będziesz złodziejem, jeśli czasem coś mu weźmiesz?
Pusty umysł nie oznacza, zatem umysłu nie działającego. Można go raczej nazwać niedziałającym w działaniu. Zatem działa, lecz tak to robi, iż sam w sobie pozostaje w takim stanie jakby nie działał. Owe działanie nie wywiera na niego wpływu! Jest jak obraz, który przeleci przez niego nie pozostawiając w nim żadnych śladów - nic w nim nie wypalając.
W zasadzie jest to jedyne właściwe działanie!
Dlatego na pytanie: Czy celem umysłu jest bycie pustym i czy ma jedynie taką naturę? Odpowiem: Z pewnością nie.
Umysł ciągle powinien być w stanie: WIEM, ŻE NIC NIE WIEM. Zaś to, co wiem, jest tylko krajobrazem do celu, jakim jest WIEDZA. Jest czymś ulotnym, niepewnym, co choć trwa, i w czym jestem, ale co jednak jest jedynie „po drodze”.
To jednak on, ów krajobraz, musi być jednak naszym „kręgosłupem”. Kręgosłup niemniej jednak powinien być elastyczny, nie zaś sztywny!
Umysł mój jest odbiciem świata. Niczym, więc jest poza tym odbiciem.
Tak jak lustro nie byłoby lustrem, gdyby nie odbiło w sobie rzeczywistości, tak i umysł nie byłby umysłem bez odbijania w sobie tego, w czego zasięgu się znajdzie.
/Jeśli to, co mam w umyśle jest odbiciem świata – to gdzie jest mój umysł?/
Nie ma w nim siebie. Nie ma „wiem”. Nie ma „oto ja”, ani „to moje”. Owszem, wobec ciała takie zwroty są dozwolone. Nigdy jednak wobec umysłu. Wtedy bowiem umysł staje się ograniczony jak ciało.
Fakt, że i mój umysł w sobie łączy, analizuje i syntetyzuje poszczególne odbicia. Jeśli zaś w umyśle zachodzi analiza i synteza, czyli jedne odbicia dzielą się, a inne łączą, to prowadzi to nas do kolejnego porównania wskazującego, iż jest on czymś więcej niż lustrem. Można powiedzieć, że jest jak woda, albo żywy kryształ, którego cząsteczki nieustannie mogą się przemieszczać i lokować w nowych dla siebie miejscach. Normalnie cząsteczki te są czyste i tylko odbijają oraz w wypadku nie pełnych informacji próbują zrekonstruować całość poprzez stosowanie procesu analizy, analogii i syntezy.
Analogia może być pomocna, lecz może też prowadzić nie do prawdy ale do wyobrażeń przyjętych za prawdę. W ten sposób można mieć fałszywe wyobrażenie o wielu sprawach. Najczęściej przyczyną tego nie jest brak zdolności myślenia, lecz niemożność uzyskania wszelkich informacji niezbędnych do przeprowadzenia właściwej operacji myślenia.
Nie tylko same fałszywe wyobrażenia zanieczyszczają cząsteczki umysłu. Bywa że stają się zanieczyszczone choćby wypaleniem w sobie jakichś odbić rzeczywistości i wyobrażeń z nimi związanych z powodu upartego trwania przy nich.
Czy taki umysł może wtedy w sposób czysty i obiektywny odbijać-odbierać rzeczywistość?
Nie i dlatego jeśli w cząsteczkach umysłu i w ich zbiorach powstają „odbicia-widzenia” odpowiadające obrazom rzeczywistości, cząsteczki zaś po łączeniu się, a zbiory po rozdzieleniu i utworzeniu nowych zbiorów, utworzą z nich jakieś twory - światy, będące już jedynie rzeczywistością umysłu, to nigdy nie można tego traktować jako świata rzeczywistego.
Dlatego każda wiedza umysłu jest względna i ograniczona, gdyż wypływa z jego ograniczonych informacji. Umysł ludzki nie jest w stanie posiąść wszelkich informacji o świecie. Nie może zawrzeć ich wszystkich w swoim odbiciu.
Dlatego jeśli w moim umyśle powstają koncepcje, poglądy, czyli jakieś twory-światy, to staram się wznieść ponad nie i nie traktować ich jako świata rzeczywistego, a przede wszystkim nie traktować ich jako czegoś ważniejszego od niego. (Niektórzy niestety swoje poglądy, swoją wiarę, czy religię, stawiają jako ważniejsze od człowieka - a to przecież człowiek jest rzeczywistością. Religia jest dla człowieka, a nie człowiek dla religii.
”Ponadto rzekł im: Sabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu.” /Mar. 2:27/
Nie nazywam wiedzą tego, co jest w moim umyśle, a jedynie informacjami. W rzeczywistości umysł każdego człowieka jest pusty od wiedzy, choć napełnia się informacjami.
Człowiek bowiem jest na etapie myślenia i zdobywania informacji. Jest to bardzo daleka droga do etapu wiedzy, na którym myślenie jest zbędne. Dopiero próbuje opisywać świat i jest bardzo daleki od jego opisu. Może o sobie powiedzieć: Myślę, bo nie wiem. Bóg zaś o sobie może powiedzieć: Wiem, więc jestem, który jestem. Ale Bóg nie powiedział: Wiem. Powiedział jedynie: JESTEM
Ludzie natomiast chcą mówić: Wiem.
A na ile jest człowiek w swoim: Jestem?
Bo gdzie są ci ludzie, którzy mówili, że są, a poumierali? Przeminęli tak, jak ich ulotne myśli. A jednak to te myśli tworzą ich umysły wraz z przypadkowymi informacjami. W ten sposób umysł każdego z nas jest w dużej mierze dziełem przypadku.
Poza tym umysłem - mamy umysł ciała. Taki ograniczony „umyślik” w życiu codziennym. Służy on do walki o byt, a przy okazji walczy o byt swojego urojonego świata. Zdarza się też, że walczy on na rzecz tego „większego” umysłu. Jest on jednak najbardziej związany z ciałem fizycznym, a u niektórych ludzi staje się tak ważny, iż ów „większy” umysł staje się umysłem mniejszym i żyją tak jakby go nie posiadali.
Umysł ich myśli służy wtedy umysłowi ciała, bo wszystko, co cielesne i co ma związek z ciałem jest dla nich ważne, a reszta nie. Podstawą życia tych ludzi jest zatem taki sam umysł jak u zwierząt, czyli umysł cielesny, któremu dodatkowo służy umysł myśli.
Nie potrafią się oni wznieść wyżej. Ponad swój ograniczony „umyślik”. Nie umieją się od niego oderwać, bo stali się niewolnikami różnych rzeczy do których przywiązały się ich oczy albo których pożądają.
Ci zaś, u których podstawą jest umysł ich myśli, a nie ciała, nie potrafią się oderwać od umysłu swoich myśli.
Za szczęście dla siebie uważam chwile kiedy mogę się wznieść ponad ów „umyślik”, oraz ponad umysł myśli. Porzucić je. Stanąć obok. Być czystym i wolnym umysłem. Takim umysłem, że poza czasem i przestrzenią sam świat staje się jego odbiciem.
Co się jednak dzieje na skutek ograniczenia naszych umysłów?
Teraz i tutaj umysły odzwierciedlają świat i naszą pamięć poprzednich odzwierciedleń. Zawierają więc w sobie złożoność świata i ...pomieszanie będące względnym spojrzeniem na porządek. Dochodzi nawet do takiego ograniczenia i pomieszania, że niektóre umysły stają się chore w sposób widoczny. Mówi się wtedy o chorych psychicznie.
Umysły bardziej otwarte obserwują różnorodność świata i umysłów, interesują się psychologią, socjologią, wcielaniem się w różne stany, postacie (inaczej w różne rodzaje ograniczeń), próbują ich doświadczyć, zrozumieć, przeżyć, czy zagrać je, więc czasem zostają aktorami. Mogą wtedy grać różne role, nawet role chorych psychicznie. Czasem grają jakieś role w życiu codziennym. Bywa że świadomie, ale nawet bywa że i nieświadomie.
Taki jest świat ludzkich umysłów, który nawet zawierając w sobie chorych psychicznie oraz różnych graczy życiowych, jest przez ludzi uznawany za twór normalny i cywilizowany. Twór ten posiada określone zorganizowane struktury.
Z takiego punktu widzenia, to nawet wariat będzie normalny i zorganizowany (w jakimś stopniu).
Genialność, szaleństwo i normalność są zależne od punktów odniesienia, są więc czymś różnym i jednocześnie tym samym.
W określonej subiektywności danego punktu odniesienia można świadomie /intelektualnie i uczuciowo/ przejawić się jako inna osobowość - wtedy po prostu trzeba okazać odpowiednie jej stanowi cechy - odpowiednie dla danego punktu odniesienia.
Można jednak mechanicznie /odruchowo/ przejawić cechy typowe dla jakiejś osobowości w danym punkcie odniesienia.
Weźmy np. osobowość chorą psychicznie. Specyficzna niecierpliwość, która zawładnęła całym umysłem człowieka, czy też tego rodzaju lęk o przetrwanie, albo gniew, nawet jakieś żądze, itp. Przejawienie w sposób wyraźny każdej z tych cech będzie brakiem zrównoważenia psychicznego.
Nawet skrajny brak lęku o przetrwanie, w innym punkcie odniesienia będzie symptomem klasyfikującym na chorego psychicznie.
Zatem każde „przeważenie” w jakąś stronę, tworzące skrajność, taką, iż zaczyna dominować nad stanem umysłu pozbawiając go otwartości, bez względu na to, czym by nie było powodowane, może być rozpatrywane jako stan niewłaściwy /nienormalny/.
I nie może tu być żadnych usprawiedliwień, takich jak normy społeczne, wychowanie, tradycja, obyczaje, światopogląd, itp.
Nie oznacza to odrzucenia tych dobrych, słusznych i pięknych rzeczy, ale chodzi o to, by ich istnienie nie powodowało w nas cierpienia ani też cierpienia u innych – wtedy, gdy pozwolimy im zdominować swój umysł. Możemy stosować je całe życie, ale nigdy nie mogą one nad nami dominować. Nie możemy w ich imię zabijać innych lub gorzej ich traktować. Wewnętrznie powinniśmy być wolni od nich tak, że gdy ktoś inny nie będzie ich stosował lub przestanie stosować, to nie poczujemy bólu - pozostając otwartymi na zjawisko i na różnorodność życia, oraz wrażeń.
Kto z nas nie cierpiał z powodu swojego umysłu?
Cierpieliście - to właśnie była skrajność! Chwilowa niedyspozycja psychiczna! Całe szczęście jeśli nasz umysł z czasem od niej uwalnia się. Długotrwałe trzymanie się jej to już choroba psychiczna.
Każdy z nas przeżywał stany względnych niedyspozycji psychicznych - silnego ograniczenia umysłu. Silnie koncentrując się na określonym zadaniu możemy dać więcej z siebie. Jednocześnie nasza uwaga jest słabsza i ograniczona nad wszystkim innym. Zatem odnośnie tego zadania umysł jest w naddyspozycji lecz w całej reszcie pozostanie w różnej niedyspozycji. Z powodu tej naddyspozycyjności względem zadania ową niedyspozycję psychiczną nazwałem względną. Gdy jednak ktoś silniej się w coś zaangażuje, to może trwać w tym dłużej. Z czasem może dojść do utraty rozsądku, a idea przykrywa inne prawdy oczywiste i wiedzie na manowce i do złego postępowania w pełnej nieświadomości. Taka osoba działa jak w transie i może głupio postępować, nielogicznie względem nawet własnej idei, np. w imię swojej religii będzie zabijać, choć religia uczy miłości do Boga i do ludzi, których Bóg stworzył.
Podobnie niektóre choroby psychiczne polegają na pobudzeniu pewnych ośrodków umysłu kosztem ograniczenia innych ośrodków. Wtedy umysł nie działa całościowo i brak mu zdolności właściwego odróżniania. Taki człowiek zachowuje się na tyle inaczej, że prawie każdy dostrzeże, że „coś z nim nie tak”. Zatem choroba psychiczna jest tylko dalej posuniętym, aż do granic absurdu, zaangażowaniem się w „coś”. Może to być nawet religia, jak i równie dobrze absurdalne zaangażowanie się w jakiś stan umysłu, jak np. obojętność. Niech to wyjaśnienie spowoduje wreszcie inne spojrzenie na chorych psychicznie. Na razie bowiem wszyscy stoimy na granicy choroby umysłowej. Tak długo, jak długo nie będziemy mieli otwartych umysłów i wolnych od światopoglądów, oraz wolnych od pewności, bo każda pewność jest niebezpieczeństwem. Mimo, że wszyscy tak jej pragną.
Ludzkość kiedyś wzniesie się na taki poziom, że gdyby przenieść tam dzisiejszego tzw. normalnego człowieka, to byłby tam postrzegany jako chory psychicznie! Bo spójrzmy na nasze żądze, zazdrość, gniew, złość, niecierpliwość, itp. zjawiska umysłu jak wychowanie, światopoglądy i tendencje społeczne, a nawet mody. Czy one są normalne? Nie! Dlatego wszystkie pisma święte świata klasyfikują je jako grzechy, gdyż należą do sfery niedoskonałości.
Niestety religie pozostają ciągle dalekim punktem odniesienia. Życie ludzkie toczy się w innym punkcie, jakby w innej przestrzeni. Przestrzeni grzesznej, chorej, niedoskonałej. W której rodzimy się, nasiąkamy i wychowujemy. Oto prawdziwy grzech pierworodny /społeczny/. My zaś jesteśmy w tym grzechu poczęci. Będąc w tym grzechu nawet fałszywie postrzegamy religie innych i religię własną. Do tego stopnia, że niektórzy w imieniu religii popełniają najgorsze z możliwych uczynki, czyli uczynki grzeszne i zupełnie niereligijne! Ale przecież w takim świecie się rodzimy. Jacy więc mamy być?
Możemy jednak dążyć wyżej. Wyższy kierunek wskazują nam religie. My nawet udajemy przed sobą, że rozumiemy go. Akceptujemy religie, tylko w swoim życiu nie idziemy we wskazywanym przez nie kierunku. Cóż... obciążeni grzechem społecznym.
Z pewnością wielu pomyśli: „Co? Ja nie idę? Zrobiłem to dobrze i tamto. Zatem idę!”
Z pewnością były to kroki do przodu. Jednak trzeba widzieć też kroki robione do tyłu, których niestety jest często więcej.
Na świecie pojawia się wielu fałszywych nauczycieli religijnych, którzy uczą krzywdzenia innych mówiąc, że to jest zgodne z potrzebami religii. Nawołują nawet do zabijania w imię religii. Nie należy być głupim. Nie należy ich słuchać. Należy słuchać najpierw głosu miłości i mądrości, a nie tych, którzy nauczają wbrew nim.
Ta praca jest pisana dla określonego punktu odniesienia, w którym nawet nie to decyduje o klasyfikacji, co się mówi, ale to jak się mówi. W tym punkcie człowiek jest jeszcze istotą odruchową, która już obdarzona intelektem ma szansę stać się istotą intelektualną.
„W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie.” /Mat.7,22-2
„Będziecie stale słuchać, a nie będziecie rozumieli; będziecie ustawicznie patrzeć, a nie ujrzycie. Albowiem otępiało serce tego ludu...” /Mat.l3,14-15/ Któż jednak te słowa odnosi do siebie? Mało kto spostrzega belkę w swoim oku. Wmawiamy sobie, że rozumiemy i że widzimy co należy. Łatwo możemy sprawdzić samych siebie. Wystarczy zaobserwować jak działają nasze serca. Jeśli nie jesteśmy „samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, niewdzięczni, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, zdradzieccy, nadęci” /patrz 2 Tym.3,2-5/, to nasze serca nie otępiały: lecz gdy brak nam cierpliwości, dobrotliwości, gdy unosimy się gniewem /patrz l Kor.13.4-8/, to każda z tych rzeczy jest oznaką otępiałego serca. Jakże więc ten, kto ma takie serce, może wmawiać w siebie, że widzi i rozumie? Jakże może mówić, że zna Boga i wierzy w Chrystusa, albo że jest dobrym wyznawcą swojej religii? Każdy więc, kto w pokorze nie uważa drugich za wyższych od siebie, a ponadto przez wzgląd na próżną chwałę czyni kłótliwość /patrz Filipian 2,3/, ma otępiałe serce. Tacy nie głoszą Jezusa Chrystusa i jego nauk, czy nauk innych nauczycieli miłości, ale siebie samych głoszą, jako katolików czy adwentystów, baptystów czy świadków Jehowy, zielonoświątkowców czy badaczy Pisma Świętego buddystów czy dżinistów, sikhów czy hinduistów, sintoistów czy konfucjonistów, judaistów albo wyznawców innych religii. Głoszą się jako wyznawcy, cóż jednak im po tym, skoro ich życie nie ma nic wspólnego z ich religią? Wszystkie religie nawołują ku dobru. Dobro zaś to miłość. Szczególny wyraz miłości daje religia chrześcijańska. Chrystus przez swoją ofiarę na krzyżu stał się wyrazem miłości i służby dla innych. Nie wystarczy być wyznawcą religii niczym tradycji. Nie wystarczy popierać szlachetnych nauk. Nie wystarczy zgadzać się z nimi. Nie wystarczy głosić je słowem. Nie wystarczy lubić je.
Chrystus nie był samą tradycją czy samą nauką opartą na słowach. Był czynem, miłością i służbą.
Kto nie ma miłości i nie służy tym najmniejszym i najsłabszym, ten nie zna Chrystusa. Chrystus nie przyniósł żadnej religii ani tradycji, lecz ukazał światu miłość i służbę.
Kto ukazuje swoim czynem miłość i służbę dla innych, ten naśladuje Chrystusa i jest Jego uczniem. I tylko on.
Wszyscy zaś zapomnieli, że mieli być sługami tych drugich dla Jezusa. („Albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa.” /BW, 2 Kor. 4:5/) Zamiast tego wynoszą się ponad nich mówiąc, że tamci nie są w Prawdzie, a oni zaś, mają zapewnione zbawienie - są wpisani do Księgi Żywota - są Kościołem Ostatków - narodzili się na nowo - są pod działaniem Ducha Świętego. Dziwne jednak, że przy tym wszystkim nie mają miłości i nie mieszkają w niej /patrz Jana 4.16/.
Ludzie wynoszą się z powodu swojej religii. Czują się lepsi od innych z powodu przynależności do niej. A czy to chodzi o samą przynależność do jakiejś religii?
Przecież chodzi jedynie o wprowadzenie w swoje własne życie szlachetnych nauk, a religia ma być jedynie naszym Nauczycielem. I każda religia, która uczy dobra - jest dobra!
Jeśli jednak Ty niczego nie byłeś w stanie nauczyć się od niej, to poznaj inną religię. Później może zrozumiesz tę swoją pierwszą.
Spójrz wokół siebie: Czy jesteś zadowolony ze świata, jaki cię otacza? - Czy jesteś zadowolony z siebie?
Nauka i światopogląd, filozofia i religia, wiadomości i wiara, jakie posiadasz Ty i jakie posiada świat, tworzą właśnie ten świat i Ciebie.
Obudź się i zburz stare, zburz wszystko, co hamuje Twój rozwój i rozwój świata ku doskonałości.
Odrzuć to nawet wówczas, jeśli jest to twoja wiara i religia - wszak nie uczyniły Cię doskonałym, ani świata. Wtedy może otworzą Ci się oczy i przejrzysz. Dopiero wtedy będziesz mógł wrócić do swojej religii jako zdolny do jej poznania.
Pamiętaj jednak, że każda wiara i religia niosą w sobie jakaś cząstkę Królestwa Bożego, ale niosą też i fałszywe nauki.
Musisz oddzielić plewy od ziarna, lecz nie zrobisz tego nigdy, będąc w całości zdominowany przez taką wiarę i taką religię jakimi wydają Ci się, że są.
Tu potrzebna jest mądrość.
Dlatego musisz porzucić wszystko w swoim umyśle i stać się wolny i swobodny jak dziecko, i wtedy dopiero będziesz mógł zacząć wyławiać ziarno Prawdy.
Będąc otwartym na informacje i wolny od religijno-obyczajowych programów-obrządków zdołasz wszystko ujrzeć w nowym świetle. (Nie mam tu na myśli obrządków-ceremoniałów, lecz niektóre społeczne uprzedzenia i stereotypy, które stały się ważniejsze niż sami ludzie.)
Wtedy będziesz patrzył i będziesz widział, będziesz słuchał i będziesz słyszał.
Przetrzyj oczy i obmyj je, a otworzą Ci się i ujrzysz to, czego nie widziałeś, będąc związany własnym przywiązaniem.
Często bowiem można być przywiązanym do swojej religii jak do rzeczy. Jako do czegoś zewnętrznego i zewnętrznie pięknego, a nie znać jej prawdziwej istoty nawet znając jej nauki. Powierzchowna to bowiem znajomość z którą żyje się w samozadowoleniu i przy której nic się nie robi dla własnego rozwoju albo robi się zbyt mało.
„Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący!
A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich.” (Obj. 3:15-16, BW)
Obmyj też swoje czoło i swoje ręce, a myśli innych nie będą Tobą kierowały i przestaniesz ich naśladować w ich niedoskonałości, i otworzysz się czysty na doskonałość Ojca Niebieskiego, która jest Jego wolą.
Bo czy to słowo – doskonałość – jest puste?
Czy istnieje ono samo dla siebie?
Albo czy nazywa coś czego nie ma?
I jeśli istnieją rzeczy na świecie przekraczające nasze najśmielsze wyobrażenia, to tym bardziej istnieje doskonałość, którą przecież jesteśmy w stanie wyobrazić.
Bo jeśli czasem potrafimy ocenić to, co jest niedoskonałe, to znaczy, iż gdzieś w głębi wiemy czym jest doskonałość.
Czy my jednak żyjemy własną głębią? Czy raczej żyjemy tym, co powierzchowne i powszechne?
Boga opisywano w wielu księgach, lecz cóż możemy o Nim powiedzieć? Wielu bowiem pisało. Jedni pisali pod natchnieniem i poprzez głębię. Inni powodowani własnymi pragnieniami. Czasem jednak jedni i drudzy ulegali swoim błędnym wyobrażeniom. Które mogły stawać się ich wizjami-złudzeniami i przez to jeszcze bardziej utwierdzać w błędzie.
Wszyscy podlegają w jakimś sensie niektórym z tych opisów. Do tego wszyscy są niedoskonali i mają większą skłonność do myślenia poprzez pryzmat tej niedoskonałości.
Zwykle mówimy o czymś, co widzimy albo o czymś lub o kimś, o kim czytamy.
Kto z nas widział Boga?
Owszem, czytamy opisy tych, którzy podają, iż widzieli, ale możemy to jedynie przyjąć lub nie. Czym się przy tym kierując? Czy własną pełnią mądrości i kompetencją do zbadania tego? Któż może powiedzieć o sobie, że ma pełnię mądrości? A jeśli coś komuś się podoba i to przyjmie, to czy to ma być dowodem i potwierdzeniem prawdziwości?
Między tymi, co przyjmują, a tymi, którzy nie przyjmują – też poprzez wiarę – nie ma różnicy jeśli chodzi o mądrość, bo jedni wierzą, że to prawda, inni wierzą, że nieprawda.
Lecz nawet, jeśli kogoś widzimy, to czy możemy powiedzieć, że go znamy? Albo że go rozumiemy?
By coś rozumieć należy nie tylko to widzieć, ale i poznać posiadając odpowiednią wiedzę i inteligencję. Także mądrość. Czy nasze kwalifikacje są wystarczające do zrozumienia Boga? Albo czy umiemy Go zobaczyć?
Samo widzenie nie na wiele się może zdać. I są różne widzenia. Było na świecie wielu ludzi, których widziano, a po których nie ma już śladu jako po osobach. Kimże więc oni byli i czy w ogóle byli jako osoby, skoro przeminęli niczym podmuch wiatru, który jest i już go nie ma.
Czy tych ludzi można było poznać? A jeśli ktoś ich poznał, to gdzie i on teraz jest? I czym było jego poznanie?
Czy takie też ma być poznanie Boga? Nie. Boga należy poznawać zupełnie inaczej. Dlatego jeśli ktoś próbuje poznawać Boga tak, jak poznaje ludzi, albo jak poznaje przedmioty, to nie będzie mógł Go poznać. Inne jest bowiem poznanie Boga, a inne jest poznanie człowieka. Bóg jest kimś innym niż człowiek i nie podlega ograniczeniom. Dlatego możemy Go poznać tak samo wewnątrz siebie jak i na zewnątrz, bo nasze ciała nie ograniczają Go. Jeśli Go widzisz wewnątrz, to tak samo widzisz Go na zewnątrz. I odwrotnie.
Wielu próbowało Boga zobaczyć nie zmysłami, lecz własnym sercem i rozumem. Niektórzy z nich ujrzawszy Go ujrzeli zupełnie kogoś innego niż wszystko, co znają. Bóg nie był ani żadną rzeczą z rzeczy, które znali, ani żadną osobą z osób, które znali. Ten najwyższy najprawdziwszy Bóg był tak prawdziwie doskonały, że nie było w Nim żadnego Ego, żadnej subiektywności, żadnej niedoskonałości. Nie było w Nim nic, co można byłoby Mu zarzucić. Wielu z tych, którzy Go takim ujrzeli, nie mogło tego pojąć i dlatego nie byli w stanie dostrzec w Nim Jego pełnej natury. Postrzegali Go bowiem przez pryzmat swojego odbioru świata i swoich ego. Dlatego On wydał im się bezosobowy, gdyż oni sobie wydawali się osobowi ze swoim ego i ze swoimi niedoskonałościami. Dlatego nazwali Go nie Nim ale nazwali Go „TO”, nazwali Go „TAO”, nazwali Go „PRAWEM”. Uznali, że jest bytem bezosobowym. Bo nie potrafili ujrzeć tej prawdy, że to oni są bezosobowi, podatni na wszelkie wpływy, zmienni, chwiejni i nie doskonali, ciągle rozwijający się by osiągnąć prawdziwą doskonałość i by osiągnąć prawdziwą osobowość. Taką jaką ma ON – TEN, którego uznali nie za Kogoś ale za Coś. Podczas gdy sami byli nie kimś, ale czymś, bo podlegali wszelkim oddziaływaniom jak przedmioty.
„... żaden bezbożny nie będzie miał poznania, lecz roztropni będę mieli poznanie.” /Daniela 12.10/
Poznanie będą mieli ci, którzy nie widzą już religii jako religii, ale którzy widzą potrzebę szlachetności, dobra i miłości. A w każdej religii widzą orędowniczkę tych spraw, która im te rzeczy wskazuje.
Nie wszyscy jednak chcą to widzieć, a uznając tylko jedną - swoją - religię szukają w niej ucieczki od swojej nieprawości. Myślą bowiem, że formalna i poglądowa przynależność do czegoś, co teoretycznie akceptują, jest wystarczająca. Wydaje im się, że to ich religia ma dokonać za nich pracy ku doskonałości, że sami z siebie nic nie muszą robić. Czasem niektórzy nawet postępują wbrew swojej religii myśląc, że jej służą. Wtedy, gdy krzywdzą innych. Tak wielkie jest niezrozumienie religii. Wszystkie one istnieją aby pomagać ludziom i aby uczyć ich wzajemnej miłości. A oto byli i ciągle się znajdują tacy, którzy wypaczają cały ich sens. A przy tym głoszą, że są religijni. Obrażają w ten sposób własną religię.
Tacy w rzeczywistości nie należą do swojej religii ale należą do szatana. Tak samo jak wszyscy ci, którzy zabijali w imieniu Chrystusa. Chrystus bowiem nikogo nie zabijał. Chodził głosząc miłość i służąc pomocą innym.
A jak dzisiaj postępują religijni nauczyciele? Nawet jeśli głoszą nie zabijanie ale miłość, to raczej oczekują tego, by to inni służyli im pomocą.
Chrystus mówiąc o należeniu do Niego miał na myśli życie zgodne z Jego naukami. Ten bowiem do Niego należy, kto nie należy już do siebie.
„Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je.” (Mat. 10:39, BW)
Większość jednak należy do siebie, bo żyją tak jak im się to podoba. Chrystusa nie słuchają ... ba, nie słuchają nawet religii za której wyznawców się podają. W rzeczywistości to nie należą nawet do siebie, a należą do niedoskonałości i do zjawisk tego świata, które nimi miotają jak wiatr falami.
„Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniano jego uczynków.”'/Ew. Jana 3,20/
„Jeśli kto chce pełnić wolę Ojca, ten pozna, czy ta nauka jest z Boga, czy też ja sam mówię od siebie.” /Ew. Jana7,17/
A kimże ja jestem, że to wszystko piszę? Tak samo przecież uzależniony grzechem pierworodnym. Piszę jednak też dla siebie, aby dążyć do prawości.
I staram się nie pisać od siebie, lecz piszę badając wiele razy, to co już napisałem, by wychwycić w miarę mojej możliwości wszystko to, co zostało napisane z rozpędu umysłu i bez głębokiego przemyślenia, z nawyków ludzkich i ze słabości, aby oddzielić to od tego, co ma związek z Pismami i znajduje w nich potwierdzenie, oraz potwierdzenie w mądrości i w miłości. By zostało tylko to, co słuszne. Potwierdzenie samych Pism to za mało, bo i one były pisane przez ludzi. I choć pod natchnieniem bożym, to jednak wiadomo, że pisali je ludzie niedoskonali przekazując także to, co znajdowali w umysłach swoich. W umysłach zaś oprócz bożej inspiracji znajdują się osobiste wyobrażenia o świecie i wyobraźnia ludzka. Dlatego tak trudno jest napisać tylko to, co słuszne, gdyż niełatwo jest uciec od własnego umysłu. Dlatego staram się być czysty od wszystkiego, co moje, gdy piszę, a że jest to niemożliwe by stale osiągać w tym doskonałość, dlatego wracam – do tego, co napisałem – po wielu latach by wyłapać wszystkie błędy. Czyniłem tak już wiele razy i tylko Bóg wie ile razy będę musiał jeszcze tak czynić, aby ta praca zbliżyła się jak najbardziej do Prawdy.
Abym sam żywił się tą nauką, która będzie dla mnie miodem, a czasem mlekiem zsiadłym - gdy będę pracował nad sobą, gdy będą obumierać moje niedoskonałości.
Mądrość bowiem nie zawsze chodzi z nami. Z powodu naszej słabości miotają nami sprawy tego świata i odwodzą od mądrości. W słowach tych zawsze będę mógł ją znaleźć. Chowa się ona daleko w naszej pamięci. Zaś nasza świadomość zostaje pochłonięta lękiem opartym na pożądaniu, lękiem o życie według naszej wizji i siły naszych pragnień, która będąc błędną, źle prowadzi naszymi krokami czyniąc nas nie w pełni spokojnymi i nie w pełni szczęśliwymi.
Abym tak żywiąc się tym miodem i mlekiem zsiadłym stawał się dobry. Aby stało się jak napisano: „Kto od siebie samego mówi, ten szuka własnej chwały; ale kto szuka chwały tego, który go posłał, ten jest szczery i nie ma w nim nieprawości.” /Ew. Jana 7.18/
Dlatego nie szukam ani chwały, ani własnej mądrości, bo skoro człowiek sam z siebie jest niczym, to jak może być mądry?
/Wiem, że jest wielu, którzy mają się za ważnych. Pytam ich: Co posiadacie swojego? I jeśli mniemacie, że posiadacie, to jak długo będzie to Wasze?/
Szukam chwały Boga i robię to jak mogę najszczerzej, nie kierując się przy tym ani interesem własnym, ani własnej religii. I wiem z całą pewnością:
Gdzie nie ma miłości, tam też nie ma mądrości.
Szczególnie nie ma jej tam, gdzie jest nienawiść.
A fałszywa lub niepełna mądrość jest tam, gdzie nie ma pokory.
Jeśli chodzi o miłość, to nie ma jej tam, gdzie nie ma mądrości.
Nie jestem prorokiem ani mędrcem. Któż jest bowiem prorokiem dla samego siebie albo w swoim kraju? Kto może być mędrcem pośród ludzi, gdzie każdy siebie uważa za najmędrszego?
Nie chcę być prorokiem w żadnym kraju, ani mędrcem dla nikogo. Bo zresztą nie jestem. Chcę być tylko dobrym człowiekiem. Zaś mądrości więcej mi potrzeba niż jej posiadam. Czy trzeba dziś proroków albo mędrców? Skoro świat ma już tyle religii i tyle pism świętych, które uczą, by ludzie byli dobrzy. A przecież tylko w tym celu byli prorocy, by nawoływać do dobroci. Któż jednak ich słuchał? Religia zaś to coś więcej niż prorok. Kto jednak jest religijny?
A czy jest dobroć w wojnach religijnych? Albo czy jest ona w nietolerancji?
Owszem, wszystkiego nie wolno tolerować. Np. grzechu, zła, czyli takiego postępowania, które albo dziś albo za jakiś czas może przynieść komuś szkodę.
Nie wolno nikogo krzywdzić. Tylko wtedy, gdy nikogo nie krzywdzimy nikt nam nic nie może zarzucić.
Modlę się tylko do Boga, abym poznawał mądrość bożą i abym uczył się zgodnie z nią żyć. Bo jakie może być prawdziwe życie, oprócz dobrego? Dążę zatem, aby być miłością i służbą, a nie osiągnie się tego bez odwagi i bez wolności, oraz bez rozumu. I tylko to jest mądrością i nie ma innej.
Jestem może twoim sąsiadem, albo bratem, a może synem lub córką. W cichości mojej może jest to wszystko, choć na zewnątrz może jestem tak głośny, że trudno mnie podejrzewać o cichość. Wychowałem się bowiem na szerokiej drodze świata, lecz lampki Boże i na niej się znajdują. Kto zaś szuka BOGA, ten je znajduje. Ludzkość otrzymała te lampki, mogę więc napisać, że jestem Dzieckiem Ludzkości, bo od niej te lampki otrzymałem.
Dlatego nie jestem dzieckiem żadnej jednej religii, gdyż karmiło mnie dobro wielu religii.
I w każdej z nich jest dążenie do dobrego. Dobrem zaś jest miłość i Bóg.
Jestem może tą samą cząstką, która jest w Tobie, a która przeze mnie się przejawiła, aby do Ciebie mówić, bo Ty człowieku nie chciałeś jej słuchać w sobie, słuchając czegoś innego.
O! Ludzkości! Jestem jak Ty! Doświadczyłem, czego Ty doświadczasz.
Przede wszystkim jestem słaby jak Ty. Słaby w tym, co wieczne. Silny w tym, co śmiertelne. Lecz poznałem i doświadczyłem, że jest siła wieczna, która pomaga takim słabym jak ja uciec od śmierci i grzechu. Byłem już w Niej, lecz Ją zgubiłem, bo byłem też jeszcze w tym świecie, to jest, w swoich własnych grzechach - słabościach.
Teraz ją znam i pamiętam. I wybieram się, aby w Nią pójść. I wiem, że wiele razy ją jeszcze zgubię, bo w świecie jestem. Wiele razy zapomnę. Lecz będę wracał do niej coraz silniejszy. Bo coś mi o niej przypomni. Słuchaj siostro i bracie człowieku, nie myśl, co będzie ze światem, gdy wszyscy wkroczą na wąską drogę, bo dziś wszyscy nie wkroczą.
Myśl o tym, abyś Ty wkroczył. Zbaw samego siebie, a wtedy zbawisz świat. Bo jak może zbawić świat ktoś, kto nie zbawił wpierw samego siebie?
Lecz świat i Ty już jesteście zbawieni przez Chrystusa. Musisz jednak przyjąć Chrystusa, Jego naukę i uczynki, stać się Jego ciałem i krwią - tak właśnie przez Chrystusa zbawisz siebie. Gdy tego dokonasz, świat ludzi pójdzie za tobą, tak jak idzie za Chrystusem i członkami Jego ciała. Bo choć dziś idzie w niedoskonałości, to codziennie są powoływani do doskonałości. Wielu jest powoływanych, lecz mało jest wytrwałych. Albowiem świat pociąga ich ze swoją pożądliwością oraz głupotą i nęci ich swoim ciałem. A widząc ciało świata zapominają o ciele Chrystusa. Bo choć ciało świata jest śmiertelne, to jednak zdobi się i tym ich zwodzi. Lecz czym jest to zwodzenie, jeśli nie własnym fałszywym widzeniem człowieka? Widzeniem jego umysłu i widzeniem jego zmysłów. Ale kto jest powołany temu rodzą się nowe zmysły i choć powoli, to się rozwijają tak, że zaczyna widzieć ciało Chrystusa. I chociaż nie widzi Go oczami, to jednak doświadcza Go. Z czasem zaś stanie się dla niego ważniejszym doświadczeniem niż doświadczenia zmysłowe.
Dlatego niech nikt się nie lęka i niech nie myśli, że to jest nawoływanie do porzucenia życia! To tylko nawoływanie do porzucenia „tego świata”. Należy to właściwie zrozumieć.
I choć w małych śmiertelnych sprawach okazałbym wielką siłę przecież wiem, iż nie jest to prawdziwa siła i że przeminie wraz z ciałem. I wiem, że nawet najmniejszy wysiłek okazany w wiecznych sprawach okaże się prawdziwą siłą.
/Słaby. Silny./
Bo w rzeczywistości, to wszystko, co wydaje się być siłą w tym, co śmiertelne, okaże się słabością. A co wydaje się być słabe w tym, co wieczne, to tylko to może stać się prawdziwą siłą.
„Ten świat” to chore pożądliwości. Takie, które męczą, stresują i wpędzają w choroby, cierpienia i nieszczęścia.
Nie chodzi tu o świat ziemski. Chodzi o to, by żyć tu dalej, ale mądrzej - inaczej.
Chrystus dawał mądrość tego życia ludziom już tu. Dlatego mówił :
„A idąc, głoście wieść: Przybliżyło się Królestwo Niebios.” (Mat. 10:7, BW)
„ Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, opamiętajcie się i wierzcie ewangelii.” (Mar. 1:15, BW)
„Nawet proch z miasta waszego, który przylgnął do nóg naszych, strząsamy na was, lecz wiedzcie, iż przybliżyło się Królestwo Boże.” (Łuk. 10:11, BW)
Po cóż więc są tacy, którzy mówią: „Wszyscy nie mogą wkroczyć na wąską drogę.”
Wiedz, że świat nie zginie przez wąską drogę i że to właśnie dzięki niej trwa, bo ona jest solą go ożywiającą. Gdy zaś wszyscy wkroczą w tę drogę, wszystko stanie się życiem i zginie żądło śmierci.
Wąska to droga, bo nią jest miłość i służba, czyli to, co jest DOBREM i ŻYCIEM. Czemu więc miałbyś się tego lękać? ŻYCIE jest przecież ruchem i aktywnością, służbą i pracą. Takie jest ciało Chrystusa.
Śmiertelnym i gnuśnym, leniwym i tkwiącym w bezruchu, jawi się jako droga krzyżowa, udręka i śmierć; bo jest pokonaniem tego, co w miejscu stoi i co trwa w śmierci. Dlatego ciało Chrystusa to miłość czynna i służba aktywna, a przez swoje zwycięstwo nad brakiem aktywności, bezruchem i śmiercią, staje się wiecznym zmartwychwstałym ciałem doskonałości.
Martwe zaś ciało świata nęci swoimi fałszywymi słodyczami leniwego egoizmu i gnuśnego myślenia jedynie o sobie, co czyni umysł wodą i ciałem stojącymi we własnym ego i powoduje odór tej wody i pleśnienie tego ciała, co przysparza trudy i udrękę, które emanują z ludzi na ludzi jak zaraza. I wtedy to, co wydawało się słodkie, czyni życie gorzkim.
Każdy, kto dba tylko o siebie, czyni tak, bo jest pełen lęku. I chowa się we własnej wygodzie. Tworząc skorupę swojego komfortu - swojego zamkniętego życia, czy to ze względu na siebie, czy to ze względu na swoją rodzinę. Taki ktoś nie żyje naprawdę, bo nawet nie wie, czym jest prawdziwe życie, myśląc że komfortowa wegetacja jest życiem. A to jest tylko gnuśność. Życie jest czymś innym. To odczuwanie innych ludzi, otwartość na nich, łączność z nimi, oraz cieszenie się każdym przejawem życia, którym jest zakochana para, sycenie głodu, czy lot ptaka.
Szeroka droga świata wabi miłością do własnego ego i własnych pożądań, a wpędzając w ten bezruch egoizmu obdarza słodyczą gorzką pleśni, która roznosi się po tym świecie i prowadzi jego ludzi do chorób, większego trudu i udręki, a ostatecznie do śmierci i coraz głębszej niedoskonałości.
Czy jednak tak ma być? Czyż nie wszyscy pragniemy szczęścia i radości, to jest Królestwa Bożego? Czy możliwe jest jego osiągnięcie? Osiągnięcie tu - na ziemi. Skoro teraz tak trudno je zauważyć wokół siebie. Chrystus mówił wiele razy, że jest to możliwe.
„I mówił: Do czego przyrównamy Królestwo Boże albo jakim podobieństwem je wyrazimy?
Jest jak ziarno gorczyczne, które, gdy zostanie zasiane do ziemi, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi.
Ale gdy zostaje zasiane, wyrasta i staje się większe od wszystkich jarzyn, i wypuszcza tak wielkie gałęzie, że w jego cieniu mogą się gnieździć ptaki niebieskie.” (Mar. 4:30-32, BW)
Obecnie wszystko nam wydaje się większe. Zło wydaje się górować nad dobrem. Dobro jednak rośnie i stanie się wielkie.
Czy jednak wszędzie od razu na ziemi tak się stanie? Nie, bo ziarno od razu nie wyrasta. I nie wszędzie.
Najpierw obumiera jak ziarnko pszeniczne (patrz Jana 12.24) i przez to wydaje się słabe. Później jednak rośnie w siłę, aby owoce wydawać. Jeśli zaś wyrośnie stając się wielkim plonem tylko dla oka, a nie wydaje owoców, nie ma z niego pożytku.
Czy tam, gdzie nie ma owoców może być Królestwo Boże?
„Dlatego powiadam wam, że Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce.” (Mat. 21:43, BW)
A czy ktoś może głosić, że na ziemi króluje zło? Nie, bo ten, kto tak głosi promuje zło i je reklamuje, a zatem staje się jego sługą i poplecznikiem.
Bo jeśli choć jeden człowiek postępuje dobrze, choćby nawet tylko jeden raz, to już wtedy zło nie ma władzy nad nim. Czyńcie zatem dobre uczynki.
Mimo, że szatan jest władcą tego świata, nie można mówić, że zło króluje. Bo tam gdzie są owoce dobra, tam dobro triumfuje. Jeśli zaś owoc dobra łączy się z poświęceniem i ofiarą, tym większa jego moc i większe zwycięstwo. Podobnie jak Chrystus, choć poniósł śmierć krzyżową, to właśnie przez nią jeszcze bardziej wydał owoc dobra i jeszcze większy. Dlatego w rzeczywistości szatan nie miał nad Nim władzy: „Już wiele nie będę mówił z wami, nadchodzi bowiem władca świata, ale nie ma on nic do mnie.” (Jan. 14:30, BW)
Pokazał też, że w rzeczywistości Jego władza jest większa: „I zwoławszy dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi demonami i moc uzdrawiania chorób. I posłał ich, aby głosili Królestwo Boże i uzdrawiali.” (Łuk. 9:1-2, BW)
Kto bowiem głosi dobro, ten już uzdrawia świat.
Każdy zaś, kto spełnia dobry uczynek, buduje Królestwo Boże na ziemi.
„Zapytany zaś przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział im i rzekł: Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie,
Ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was.” (Łuk. 17:20-21, BW)
„A jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, spożywajcie to, co wam podadzą. I uzdrawiajcie w nim chorych, i mówcie do nich: Przybliżyło się do was Królestwo Boże.” (Łuk. 10:8-9, BW)
Dlatego czyńmy dobrze, a świat stanie się Królestwem Bożym.
„I znów rzekł: Do czego przyrównam Królestwo Boże?
Podobne jest do kwasu, który niewiasta pewna wzięła, rozczyniła w trzech miarach mąki, aż wszystko się zakwasiło.” (Łuk. 13:20-21, BW)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Pon 7:07, 28 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Jerzy Karma
Referent
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1091
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:42, 29 Kwi 2008 Temat postu: Dodatek do Wstępu |
|
|
Dodatek do Wstępu
W błędzie jest ten, kto myśli, że to ja coś objawiłem. Zaprawdę niczego nie objawiam.
Czy może, bowiem człowiek wziąć coś z siebie, skoro jest pustym naczyniem??
A kto wypełnia wszystko, czyż nie Ten, który jest Pełnią? Nikt jak Bóg.
I nie jest to wiara, lecz prawda, co sięga poza znane człowiekowi wymiary, pojęcia i możliwości.
W obecnych ludzkich wymiarach nigdy nie będzie widać pełni, bo one same są tylko jej częścią. A czy w części można widzieć całość?
I to jest tylko przypowieść, bo prawda jest jeszcze głębsza.
Człowiek może dać to tylko, co sam otrzyma.
Ja tylko miałem ufność i pewność, że Bóg ma więcej do ukazania.
Miałem też wiarę miłości i sercem znałem bożą łaskę, i nosiłem ufność przez wszystkie lata od dzieciństwa, i nadal noszę – do teraz, gdy to piszę.
Co mi Bóg ukazał w prosty sposób i ja ukazuję, i Wy ukażcie dalej.
Ukazania są zaś bezpośrednie i pośrednie - poprzez ludzi.
Wierzcie mi, że szukam chwały Boga i pragnę, aby do niej wszyscy przyszli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|