Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Jerzy Karma
Referent
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:13, 02 Cze 2008 Temat postu: 29. ZBAWIENNA RÓŻA. ARCHETYPY |
|
|
ZBAWIENNA RÓŻA
ARCHETYPY
Istnieją pewne archetypy wyrażające rozwój całej ludzkości i poszczególnych jednostek. Archetypy te w swojej całości zostaną przejawione we właściwym czasie ogółowi ludzkości, zaś wcześniej mogą być przejawione określonym grupom ludzkim oraz jednostkom. Jednak przejawienia archetypów najczęściej nie są manifestowane od razu w swojej całości, lecz są ukazywane fragmentarycznie. Takie poszczególne fragmenty mogą być przejawione w różnorodnych i nieświadomych działaniach licznych narodów. Często są to przejawienia gołych i jeszcze wtedy niezrozumiałych symboli, a więc jest to odbiór jakby „języka” archetypu, lecz bez jego właściwego zrozumienia. Ten „język” archetypów często wydaje się być inspirowany przez zespół przypadkowych i zewnętrznych czynników, które wydaje się, że go uczyniły. W rzeczywistości to archetyp uczynił owe czynniki, aby doprowadzić do swojego - na razie fragmentarycznego - przejawienia.
Ludzkość w sposób nieświadomy podlega wpływowi wielu ogólnoludzkich archetypów, które tworzą pewien ogólnoludzki determinator oraz determinatory rasowe, religijne i narodowe. Istnieją także determinatory grupowe, rodzinne i jednostkowe, które oddziałując na emocje, pragnienia i proste myślenie wymuszają na ludziach poszczególne działania.
Archetypy powodują, że istnieje pewna wspólna ciągłość życia emocjonalnego, które w swych istotnych cechach nie zmienia się przez całe tysiąclecia. Określone uczucia wywołują stale te same skojarzenia i prowadzą do analogicznych zachowań. Dlatego większość ludzkich zachowań jest wspólna i wygląda podobnie, bez względu na rasę, religię czy naród. W podstawowych zagadnieniach można nie znając obcego języka domyślać się o czym jest rozmowa, gdyż sposób w jaki będą wypowiadane poszczególne słowa jest wszędzie podobny. Kiedyś będąc świadkiem rozmowy znajomego mi węgierskiego małżeństwa posiadającego nastoletnią córkę wiedziałem, że omawiają sprawy związane z jej ślubem i weselem. Mimo, że w ogóle nie znałem węgierskiego. Jednak mój „racjonalny” umysł domagał się dowodów, tym bardziej że dziewczyna była bardzo młoda. Po półgodzinnej rozmowie z jej ojcem przy pomocy słownika dowiedziałem się, że to prawda. Tak samo było w wielu innych kwestiach. Znajomy mi Węgier coś do mnie mówił, ja zaś wiedziałem co. Moja skrupulatność wymagała jednak potwierdzenia tej wiedzy, co zwykle było stratą jakiegoś czasu na rozmowę przy pomocy słownika, by w końcu przekonać się, że jest tak jak od razu to odczytałem. Było tak za każdym razem.
W świetle tego można powtórzyć tak bardzo znane i jakże znaczące słowa, że wszyscy ludzie są braćmi i bliźnimi. W najwyższym sensie nie dzielą nas ani języki, ani religie, ani rasa.
Dlatego ludzkość zachowuje swoją podstawową jedność, na co zwracają uwagę najwyższe nauki wszystkich ważnych religii. O tej jedności należy zawsze pamiętać nawet, jeśli widzimy tyle w niej różnorodności.
Jest to przecież jeden z podstawowych cudów stworzenia, że cała ludzkość tworzy jedno a jednocześnie jest tak różnorodna. I nie ma w tym żadnej sprzeczności. Wynika to, bowiem z bogactwa jakie jest zawarte w człowieku. Ludzie mają, bowiem tak olbrzymi w sobie potencjał, iż jest niemożliwe przejawienie go w całości przez jednego człowieka, ani też przez jeden naród czy przez jedną religię, także jedna rasa nie byłaby w stanie go przejawić samodzielnie.
Dlatego powstało tyle ras, religii i narodów. Dzięki czemu świat ma w sobie potencjał piękna. Piękno bowiem zawiera się w bogactwie i różnorodności.
Któż tak naprawdę chciałby żyć na świecie, gdzie byłaby tylko jedna władza, jedna rasa, jedna religia, jeden naród i jeden język, a cała ziemia byłaby jednym krajem. Łatwo wyobrazić sobie do jakich prowadziłoby to nadużyć przy obecnym poziomie rozwoju moralnego ludzkości...władza nad ziemią w jednych rękach...albo jedna religia i jedna władza religijna... Dałoby to w sumie jeszcze większą niesprawiedliwość i większe nadużycia.
Nawet dwuwładza rozłożona w czasie prowadzi do nadużyć. Co widać w krajach z tak zwaną demokracją. Tak zwaną, bo niby rządzi lud, a w rzeczywistości rządzą pieniądze i np. najbogatsze dwa ugrupowania partyjno-mafijne. Które na przemian zmieniają się władzą.
Dlatego między innymi istnieje tyle krajów, aby ograniczyć moc jednej wielkiej i niedoskonałej władzy. Nie znaczy to, że władze poszczególnych krajów są zbędne. Mimo swej niedoskonałości są konieczne, gdyż trzymają w jakichś ryzach moralność tych ludzkich jednostek, które bez tego pogrążyłyby się w otchłani zła.
Inne podziały ludzkości, takie jak rasa, czy religie, zapewniają bogatą możliwość realizowania się w życiu. Niestety z powodu złej woli wielu ludzi często dzieje się inaczej. Dyskryminacja rasowa oprócz tego, że uderza w dyskryminowanych, to ogranicza możliwość samorealizacji u nieświadomych tego dyskryminujących. Oprócz tego pozbawiają sami siebie i swoje potomstwo wielu przyszłych dóbr, bo twórczość tych, którzy teraz są prześladowani, albo twórczość ich potomstwa, kiedyś stałaby się pożyteczna i dla nich, np. w postaci nowych wynalazków niosących ułatwienie w życiu, czy w walce z chorobami. Oni jednak ich zabijali i w ten sposób zabili i zniszczyli wiele z tego, co Bóg dał ludzkości w postaci ich zdolności i talentów. Dzięki którym na świecie byłoby mniej niedogodności życiowych i chorób. Jak jednak ma być dobrze? Skoro zazwyczaj zły przeszkadza dobremu, gnębi go albo zabija. Teraz wielu dziwi się, że dobra i dobrych ludzi jest nie tyle ile być powinno. I albo mają pretensje do Boga albo twierdzą, że to jest dowód, iż Boga nie ma. A to w rzeczywistości dowodzi ich głupoty, bo sami siebie pozbawili i pozbawiają wszelkiego dobra winiąc za to Boga. A konsekwencje postępowania takich ludzi ponoszą wszyscy, ponosi także ich potomstwo. Oni sami także, bo jeśli nie po swoich złych uczynkach, to po złych uczynkach swoich poprzedników.
Czegóż przewrotni chcą od Boga? Czyżby chcieli tego, aby ludziom całkowicie odebrać wolną wolę?
Zła wola dokonuje też nadużyć w dziedzinie religii. Wykorzystując religie do wojen, a ludzką wiarę w Boga obraca w zadawanie śmierci ludziom „innej wiary”. A cóż to jest owa „inna wiara”? Przecież jedni i drudzy wierzą! Chodzi raczej o to jak nazwali Boga, oraz jak wyrażają swoją wiarę, czyli chodzi o religię. A przecież Bóg ma wiele imion. Można Go też chwalić na wiele sposobów, a swą miłość do Niego wyrażać tyloma środkami, iż jedna religia nie byłaby w stanie poznać ich wszystkich. Dlatego powinniśmy chwalić Boga tak, jak umiemy. Podziwiać tych, którzy Go chwalą i oddają mu część zupełnie inaczej niż my. Bo jeśli naprawdę kochamy Boga, to nie powinniśmy być zazdrośni o to, że inna grupa ludzka kocha Go także i że okazuje tę miłość za pomocą innych ceremoniałów. Inne religie mają nas dodatkowo budować i pobudzać naszą religijność.
Podobnie, gdy nasz sąsiad przyozdabia swój dom lub ogród, to pobudza nas tym do tego, że i my lepiej zaczynamy dbać o swój. Inspiruje nas do działania, a jego pomysły stają się podłożem dla naszych pomysłów. Podobnie i on czerpie inwencję twórczą od nas. W ten sposób wzajemnie się wzbogacamy.
Nie idziemy zabić sąsiada za to, że jego dom jest inny niż nasz, że w jego rodzinie inaczej jadają i inaczej się ubierają. Bo czyż w każdym kraju nie nazywa się bandytą tego, który z takich powodów zabija sąsiada?
Dlaczego zatem ci sami ludzie, którzy z takich powodów nie zabijają sąsiada, zabijają dla nich tych, którzy mają inną religię?
Dlaczego chcą być bandytami? I dlaczego obrażają Boga mówiąc, że to On tego chce? Czy mają Boga za głównego bandytę? I czyżby chcieli Mu nadać jeszcze takie imię? Dlatego obrażają Go poczwórnie, bo trzecią obrazą jest zabijanie niewinnych ludzi, a czwartą przeciwstawianie się Bogu, który jest miłością.
Ludzie tacy, choć działają pod pozorem religijności w rzeczywistości padli ofiarą złych archetypów i czynią złe rzeczy. Dawniej mówiono, iż działają pod wpływem złych duchów albo, że są we władzy szatana, czyli kumulacji wszystkich złych wpływów.
Jednak nie tylko człowiek może być pod wpływem złych duchów. Największym sukcesem złych duchów jest zawładnięcie jakimś narodem /np. Niemcy czy Japonia w czasie II wojny światowej/ lub grupą religijną, gdyż wtedy jest łatwiej oddziaływać na pojedynczych ludzi przynależnych do opanowanej przez Szatana zbiorowości.
Wspólnota z jakąś grupą polega na podleganiu władzy określonego determinatora /określonych archetypów/. Mimo tego człowiek zwykle podlega pod kilku determinatorów. Np. swojego narodu, religii, miasta, czy jakiejś idei lub nawet małej grupy. Istnieją jednak: bardziej ogólne archetypy zła, archetypy pozornego dobra i archetypy dobra. Do których przynależą poszczególne determinatory. Człowiek jest pod ich wpływem i często wydaje mu się, że pełni swoją wolę, a w rzeczywistości spełnia wolę któregoś z archetypów - w zależności od determinatorów pod które najbardziej podlega poprzez związek z nimi.
I tak jak zły duch może opanować jednego człowieka tak też może opanować prawie cały naród. Ludzie różnych narodowości nieraz dziesiątki lat żyją w zgodzie obok siebie tworząc jeden kraj, aż nagle ci sami ludzie zaczynają się wzajemnie mordować.
Archetypy ludzkości z najwyższego poziomu i o największej mocy, czyli te, które wyrażają rozwój ludzkości, mają za zadanie dać ludziom środki samouwolnienia. Najpierw spod wpływu archetypów zła, a później spod wpływu archetypów pozornego dobra /jedne i drugie należą do Szatana/. Oczywiście archetypy te będą się temu przeciwstawiać, co musi znaleźć wyraz w postawach ludzkich. Dlatego Chrystus - reprezentant archetypów dobra - mówił: „znienawidzili zarówno mnie i Ojca mego... bez przyczyny mnie znienawidzili...” /Jana 15.24-25/; „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią.”/Łuk.23,24/ „Wyłączać was będą z synagog... każdy, kto was zabije, będzie mniemał, że spełnia służbę Bożą.”/Jan.16 2/ W rzeczywistości będzie spełniał służbę wobec archetypów pozornego dobra. „A to będą czynić, dlatego, że nie poznali Ojca ani mnie”/Jana 16,3/ jako niosących i dających archetypy dobra. „Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, ja zwyciężyłem świat” /Jana 16.33/, gdyż świat ludzi podległy jest archetypom ciemności, mocy zła, czyli zła i pozornego dobra. Chrystus zaś nie poddał się pod wpływ tych archetypów. Był poddany Ojcu i Jego Woli, czyli archetypom dobra. Pokazał, że posiadając te archetypy można zwyciężyć archetypy Księcia Ciemności; wystarczy tylko przyjąć archetypy Chrystusa, będące jednocześnie archetypami Boga, a człowiek będzie mógł uwolnić się od wadliwych archetypów.
Owo uwolnienie, archetypy dobra przedstawiały mową symboli. Były to zapowiedzi tego, co się stanie. Zapowiedzi ukazywane całkowicie i częściowo. Przejdę teraz do omówienia kilku takich symboli.
Kolor czerwony na przestrzeni wieków oznaczał dla różnych ludów: śmierć, życie, pobudzenie, wojnę, wyrzeczenie, stres, cierpienie, agresję, ucieczkę, poczęcie, narodziny, miłość. Wydawałoby się, że barwa ta przedstawia sobą tak wiele sprzeczności. To są jednak tylko pozory, które chociaż opierają się na logice, to jednak ta logika nie uwzględnia tego, co się za tymi określeniami kryje, a uwzględnia jedynie same określenia. Wystarczy jednak omówić znaczenie tych słów, a wszystko utworzy głęboko logiczną i spójną całość.
Kolor czerwony przedstawia sobą całą drogę zbawienia, czyli przejścia od archetypów Księcia Ciemności do archetypów Boga.
Oczywiście chociaż wzniosły archetyp czerwieni symbolizuje zbawienie, to siła jego znaczeń przejawia się nie tylko w sprawach duchowych, ale niby cień przejawia się też w sprawach cielesnych. Dlatego już od czasów prehistorycznych, już w okresie przedlodowcowym /Jeśli oprzemy się tylko na źródłach archeologicznych/ barwa czerwona była symbolem śmierci i umarłych pokrywano tym kolorem. Jednocześnie kolor czerwony z racji związku ze śmiercią stał się symbolem walki i wojny. Więc nie tylko umarłych pokrywano tym kolorem, ale pokrywano nim wojowników, czyli tych, którzy chcą walczyć i szykują się do walki, i którzy w końcu walczą. Rzucając wyzwanie samej śmierci.
Śmierć i wojna, to rzeczy niepożądane przez człowieka, także walka z samym sobą /praca nad sobą - uwolnienie od złej natury/ jest czymś czego wielu unika. Czy jednak tak jest w istocie?
Z jednej strony ludzie marzą o pokoju, a z drugiej któż jak nie ludzie prowadzi liczne wojny na przestrzeni wszystkich wieków? Tak jakby w człowieku istniał jakiś instynkt walki. Czy jest to wewnętrzna sprzeczność?
Nie. Dlatego że owe pożądanie pokoju wypływa z pragnienia życia pod wpływem archetypów dobra. Zaś chęć walki przejawiająca się w świecie zewnętrznym jest tylko niewłaściwym ukierunkowaniem tej potrzeby, którą jest owa wewnętrzna wojna, którą każdy człowiek powinien stoczyć sam w sobie, aby uwolnić siebie spod wpływu archetypów szatana.
Jest to najtrudniejsza rzecz, jaką człowiek ma do zrobienia. To właśnie owe słynne „pokonanie samego siebie”. Najpierw jednak należy „poznać samego siebie”.
To wszystko tkwi w podświadomości każdego człowieka i znajduje najróżnorodniejsze przejawy w działalności poszczególnych ludzi. Z jednej strony podświadomość boi się tego wewnętrznego samorozpoznania i owej walki z samą sobą, a z drugiej musi realizować te procesy: proces rozpoznawania i walki. Ucieka od rozpoznawania siebie i od walki z samą sobą, a zamiast tego stara się poznawać świat i walczyć z innymi.
Czerwień jest także symbolem miłości... właściwie w omawianym tu przypadku namiętności, gdyż pobudza. Namiętności są zwykle trudne do zrealizowania, a niemożność ich zaspokojenia, to udręka; zaś dążenie do ich zaspokojenia, to zwykle ponoszenie jakichś trudów. Tak więc śmierć, wojna, walki i namiętność, to czynniki cierpieniotwórcze. Współczesne badania wykazały, że patrzenie na czerwone płaszczyzny doprowadza do lekkiego podrażnienia sympatycznego układu nerwowego: podnosi się ciśnienie, przyśpiesza oddech i puls. Zaś intensywne oświetlanie czerwonym światłem wywołuje niepokój, gniew, bojowość, agresywność, chęć ucieczki, stan stresowy.
Kolor czerwony jest historią drogi człowieka z ciemności do Boga. Przedstawia wszystko, co znajduje się na tej drodze, rzeczy cierpieniotwórcze takie jak śmierć, wojny, męczące namiętności, działają w końcu /po wielu inkarnacjach/ na duszę stresująco. Zaczyna mieć dość „tego świata” /archetypów szatana/. Zaczyna być nim zagniewana, pełna niepokoju, bojowo i agresywnie nastawiona do niego. W końcu „ten świat” tak ją stresuje i wyczerpuje, że chętnie by z niego uciekła. To jest moment, o którym Chrystus mówi:
„Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie.” (Mat. 11:28, BW)
Tu następuje najwspanialszy moment koloru czerwonego. Jak wiemy, przedstawia on śmierć i namiętność - działanie na układ sympatyczny i ejakulację, efektem której są poczęcie i narodziny. Niesie więc śmierć i narodziny. Każdy zaś, kto nie umrze „dla świata”, nie narodzi się dla „Królestwa Bożego”. Tak więc umęczony śmiertelnym światem człowiek „umiera” dla niego i rodzi się dla nauki /archetypów/ Chrystusa. Tak oto cierpieniotwórczy świat /czerwień/ stymuluje do śmierci /czerwień/, która stymuluje do walki /czerwień/ z cierpieniotwórczym światem. Następuje tu wyższego rodzaju pobudzenie do walki z archetypami „tego świata” i do wyrzeczenia się wszystkiego, co się z nimi wiąże. A więc wyrzeczenie i modlitwa... A gdzie jest modlitwa? Wyrzeczenie jest odłączaniem się od determinatora złych i pozornie dobrych archetypów. Modlitwa zaś wynika z narodzin i wzrastania, jest więc łączeniem się z determinatorem archetypów Boga.
Dlatego Chrystus nauczał:
„A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, Święć się imię Twoje,
Przyjdź Królestwo Twoje, Bądź wola Twoja, jak w niebie, tak i na ziemi.”
(Mat. 6:9-10, BW)
/ Na marginesie dodam, że istnieje też niższe i niewłaściwe pobudzenie do walki z archetypami „tego świata” za pomocą archetypów „tego świata” i bez wyrzeczenia się wszystkiego, co ma związek z nimi. Jest to walka nie przynosząca uwolnienia. Chociaż mający z nią związek powołują się na związek z Bogiem. Poznać ich można po tym, iż w imię wzniosłych celów niosą zbędne cierpienie innym, a nawet śmierć./
W słowach tej modlitwy jest zawarta informacja, że możliwe jest by wszyscy ludzie na ziemi stali się prawdziwie dobrzy i żyli według najwyższej mądrości, tej którą posiada sam Bóg. W Biblii można znaleźć też słowa mówiące o tym, że tak się stanie. Zatem ci, którzy nie mają nadziei i dlatego unikają własnej dobroci są w wielkim błędzie i przyczyniają się do hamowania postępu prowadzącego ku dobroci i mądrości. A to właśnie oni mają tworzyć Królestwo Boże na ziemi. Tworzyć stopniowo, tak jak się buduje dom: cegła po cegle.
„Zapytany zaś przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział im i rzekł: Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie,
Ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was.” (Łuk. 17:20-21, BW)
Czerwień ma ścisły związek z różą. Dlatego można powiedzieć, że tak jak czerwień jest symbolem drogi zbawienia, tak też jest nim róża. Już nawet etymologiczna zbieżność wyrazów oznaczających tę barwę i ten kwiat w wielu językach świata świadczy o ich wspólnym archetypicznym źródle. „Rose” w języku angielskim i niemieckim oznacza dzisiaj różę. Jednak w starej niemczyźnie czerwień określano słowami „rot” i „ros”. W językach indoeuropejskich i germańskich spotykamy formy z „ros”, „rus” lub „rusch”, które znaczą czerwony: russus /łacina/, rosso /włoski/, rouge /francuski/, ros /holenderski/, ros /staroduński/, röss /fryzyjski/, ros = ross = rot /dolnoniemiecki/. Także staroindyjskie arusa /czerwonawy/, łotewskie rusa /rdza/, staro cerkiewno-słowiańskie rusu /czerwonawy/, rosyjskie rusyi /czerwonawy/. Oczywiście można powiedzieć, że to nie ma nic wspólnego z archetypami - po prostu róża jest czerwona i dlatego nastąpiła taka zbieżność.
Warto jednak pamiętać, że jest wiele czerwonych kwiatów, a taka zbieżność nie wystąpiła. Poza tym róże także występują nie tylko czerwone. Świadczy o tym też to, że obecnie słowo rose oznacza kolor różowy, a nie czerwony. /Różowy jak różowa róża./ Można rzec, że nastąpiło tu zatracenie działania archetypów. Archetypy działają jednak ciągle. To po prostu ludzie w ostatnich wiekach bardziej zamknęli się przed światem intuicji, tracąc tym samym podświadomą zdolność wyrażania symboli archetypicznych w życiu. Dlatego obecnie możemy mowę archetypów odczytywać poprzez śledzenie historii ludzkości, jej mitologii, religii, mitów, legend, a nawet baśni. W nich wszystkich są ukryte fragmentaryczne przekazy o przeznaczeniu człowieka i o zamierzeniach archetypów wobec niego, a także o walce archetypów. W Biblii znajdujemy wyraźne ukazanie archetypów różnych narodów jako książąt anielskich.
/ „6. Ciało jego było podobne do topazu, oblicze jego jaśniało jak błyskawica, a oczy jego jak pochodnie płonące, ramiona i nogi jego błyszczały jak miedź wypolerowana, a dźwięk jego głosu był potężny jak wrzawa mnóstwa ludu.
7. Tylko ja, Daniel, widziałem to zjawisko, a mężowie, którzy byli ze mną, nie widzieli tego zjawiska; lecz padł na nich wielki strach, tak że pouciekali i poukrywali się.
8. I zostałem sam, i widziałem to potężne zjawisko. Lecz nie było we mnie siły; twarz moja zmieniła się do niepoznania i nie miałem żadnej siły.
9. I usłyszałem dźwięk jego słów; a gdy usłyszałem dźwięk jego słów, padłem na twarz nieprzytomny i leżałem twarzą ku ziemi.
10. Lecz oto dotknęła mnie jakaś ręka i podniosła mnie tak, że oparłem się na kolanach i na dłoniach.
11. I rzekł do mnie: Danielu, mężu miły, uważaj na słowa, które ja mówię do ciebie, i stań tam, gdzie stoisz, bo teraz jestem posłany do ciebie! A gdy wypowiedział do mnie te słowa, powstałem drżąc.
12. Wtedy rzekł do mnie: Nie bój się, Danielu, gdyż od pierwszego dnia, gdy postanowiłeś zrozumieć i ukorzyć się przed swoim Bogiem, słowa twoje zostały wysłuchane, a ja przyszedłem z powodu twoich słów!
13. Lecz książę anielski królestwa perskiego sprzeciwiał mi się przez dwadzieścia jeden dni, lecz oto Michał, jeden z pierwszych książąt anielskich, przyszedł mi na pomoc, dlatego ja zostawiłem go tam przy księciu anielskim królestwa perskiego,
14. I przyszedłem, aby ci objawić, co ma przyjść na twój lud w dniach ostatecznych, bo widzenie znów dotyczy dni przyszłych.
15. Gdy on mówił do mnie tymi słowy, opuściłem twarz ku ziemi i zaniemówiłem.
16. A oto coś jakby ręka ludzka dotknęła moich warg; wtedy otworzyłem usta i przemówiłem, i powiedziałem do tego, który stał przede mną: Panie mój, w czasie zjawiska opadły mnie boleści i nie miałem żadnej siły.
17. Jakże może taki sługa mojego Pana jak ja rozmawiać z takim panem jak ty, gdy teraz nie mam siły i nie ma we mnie tchu?
18. Wtedy ponownie dotknął mnie ktoś podobny do człowieka i posilił mnie,
19. I rzekł: Nie bój się, mężu miły, pokój ci! Bądź mężny, bądź mężny! A gdy rozmawiał ze mną, poczułem siłę i rzekłem: Niech mówi mój Pan, bo mnie posiliłeś.
20. Wtedy on rzekł: Czy wiesz, dlaczego przyszedłem do ciebie? Lecz teraz muszę wrócić, aby walczyć z księciem anielskim perskim, a gdy wyruszę do boju, oto zjawi się książę anielski grecki.
21. Doprawdy! Oznajmię ci, co jest napisane w księdze prawdy. I nie ma ani jednego, kto by mężnie stał po mojej stronie przeciwko nim, oprócz Michała, waszego księcia anielskiego.”
(Dan. 10:6-21, BW)
„1. W owym czasie powstanie Michał, wielki książę, który jest orędownikiem synów twojego ludu, a nastanie czas takiego ucisku, jakiego nigdy nie było, odkąd istnieją narody, aż do owego czasu. W owym to czasie wybawiony będzie twój lud, każdy, kto jest wpisany do księgi żywota.
2. A wielu z tych, którzy śpią w prochu ziemi, obudzą się, jedni do żywota wiecznego, a drudzy na hańbę i wieczne potępienie.
3. Lecz roztropni jaśnieć będą jak jasność na sklepieniu niebieskim, a ci, którzy wielu wiodą do sprawiedliwości, jak gwiazdy na wieki wieczne.
4. Ale ty, Danielu, zamknij te słowa i zapieczętuj księgę aż do czasu ostatecznego! Wielu będzie to badać i wzrośnie poznanie.
5. A gdy ja, Daniel, spojrzałem, oto dwaj inni aniołowie stali, jeden z tej strony rzeki, a drugi z tamtej strony rzeki.
6. I rzekłem do męża obleczonego w szatę lnianą, który stał nad wodą rzeki: Kiedy przyjdzie koniec tych dziwnych rzeczy?
7. Wtedy usłyszałem, jak mąż obleczony w szatę lnianą, który stał nad wodami rzeki, podniósł prawicę i lewicę ku niebu i przysięgał na tego, który żyje wiecznie: Będzie to trwało czas wyznaczony, dwa czasy i pół czasu, a gdy doszczętnie będzie zniszczona, wtedy się to wszystko spełni.
8. Wprawdzie słyszałem to, lecz tego nie rozumiałem, i rzekłem: Panie mój! Jakiż jest koniec tych rzeczy?
9. Wtedy rzekł: Idź, Danielu, bo słowa są zamknięte i zapieczętowane aż do czasu ostatecznego.
10. Wielu będzie oczyszczonych, wybielonych i wypławionych, lecz bezbożni będą postępować bezbożnie. Żaden bezbożny nie będzie miał poznania, lecz roztropni będą mieli poznanie.
11. Od czasu zniesienia stałej ofiary codziennej i postawienia obrzydliwości spustoszenia upłynie tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dni.
12. Błogosławiony ten, kto wytrwa i dożyje do tysiąca trzystu trzydziestu pięciu dni.
13. Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i spoczniesz, i powstaniesz do swojego losu u kresu dni.”
(Dan. 12:1-13, BW)/
Róża także stanowiła symbol śmierci. Od średniowiecza miejsca kaźni nazywano górami różanymi, a miejsca pochówków określano ogrodami różanymi. Róża również była symbolem sądownictwa. Dzisiaj zaś róża jest symbolem miłości. Tak więc na przestrzeni wieków droga róży jako symbolu wystąpiła w następującej kolejności: męka /kaźń/ i śmierć, sąd, miłość. /Dla uproszczenia pomijam tu inne etapy./ Oczywiście w rzeczywistości codziennej kolejność wymienionych wydarzeń bywała inna. Najpierw był sąd, później męka i śmierć. /A miłość? Czyż to nie ona ma najwięcej związku z prawością i czy to nie z prawości pochodzi sprawiedliwość której narzędziem ma być sąd?/ Jednak symbol archetypów przejawił się w innej kolejności. Dlaczego? Ponieważ dotyczył drogi od upadku człowieka do jego zbawienia. Oczywiście upadek był duchową śmiercią, ale po męce ludzkiej egzystencji w oderwaniu od Boga mogła nastąpić inna śmierć, o której święty Paweł mówił: „codziennie umieram” /”Zapewniam was, przez chlubę, jaką mam z was w Jezusie Chrystusie, Panu naszym, że każdego dnia umieram.” (1 Kor 15:31, BT)/ i o której Chrystus rzekł: „Kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je”. (Mat. 10:39, BW) By to dokładniej omówić zwróćmy uwagę na jeszcze jedną informację odebraną przez ludzkość od archetypów. Rosjanie święto róż łączyli z pogańskim świętem zmarłych w okresie przesilenia zimowego. Rumuni święto róż znają pod nazwą „rusalii”. Z kolei w Bułgarii w niektórych miejscowościach przez okres siedmiu dni trwających rusaliów występują cudowne uzdrowienia chorych. Zaś w rzymskim cesarstwie „rosalia” lub „rosaria” stały się dniami składania ofiar z róż. Mamy więc tu święto zmarłych, a więc śmierć dla „tego świata”, święto pogańskie, a więc śmierć dla świata pogańskiego, bezbożnego. Ta śmierć, owe pogańskie święto zmarłych, zbiega się z przesileniem zimowym w czasie którego archetypy umiejscowiły też zwyczaj Bożego Narodzenia - Narodzenia Chrystusa. Dalej mamy informację o związanych z tym cudownych uzdrowieniach.
Jest też informacja o ofierze z róż, co łatwo można skojarzyć z ukrzyżowaniem Jezusa, który był postacią - różą dokonującą cudownych uzdrowień.
Istnieje ezoteryczne chrześcijaństwo Rożokrzyżowców. Mają taką dziwną i dla wielu „nie wiadomo co” znaczącą nazwę: „Różokrzyżowcy”. Trochę szerszym objaśnieniem tej nazwy jest zdanie, którym się pozdrawiają:
„Niech róże zakwitną na Twoim krzyżu.”
Wiemy już, co oznacza róża, że oprócz wielu znaczeń jest przede wszystkim symbolem drogi zbawienia i nowego życia wtedy, gdy stare życie naszych przyzwyczajeń obumiera. Tak więc słowa te są równoznaczne z Bożym Narodzeniem w nas /”Królestwo Boże jest w was.”/ oraz ze śmiercią starej natury pogańskiej, co jest wielkim wydarzeniem - świętem. Bo przecież tak naprawdę, to każdy z nas jest poganinem. Cóż z tego, że mamy jakąś religię - choćby i chrześcijańską? Skoro postępujemy jak poganie, gdyż jesteśmy w niewoli archetypów zła i pozornego dobra.
Duchowa róża jest zatem tym, co Chrystus nazywał Królestwem Bożym w nas. A jej przeznaczeniem jest, by rozwinęła się na krzyżu naszego materializmu. Krzyż w tym sensie jest symbolem naszej starej niedoskonałej natury. Musimy umrzeć dla tego krzyża, by narodzić się dla róży.
Wszyscy w jakiś sposób jesteśmy jakby przybici do krzyża materii i prędzej czy później każdy zostanie tak umęczony sprawami materialnego świata, iż utrudzony i umęczony umrze uwalniając się od niego, a nie mam tu na myśli śmierci ciała.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Czw 7:09, 06 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Jerzy Karma
Referent
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:18, 02 Cze 2008 Temat postu: Upadek |
|
|
/Upadek/
W tym miejscu wrócę do kwestii upadku który nazwałem duchową śmiercią. Nie jest to najbardziej odpowiednia nazwa, ale zawiera w sobie wiele prawdy. Upadek był porzuceniem wiary. Człowiek, anioł czy każda inna istota została stworzona przez Boga. Nikt nie stworzył sam siebie. I cokolwiek posiadał otrzymał od Boga. Tak też było z wiedzą, mądrością i doskonałością. Nawet aniołowie je otrzymali i przyjmowali na wiarę. Nie posiedli jej sami z siebie, lecz otrzymali od Boga i przyjęli na wiarę. Odejście od wiary było równoczesnym odejściem od wiedzy, mądrości i doskonałości Boga. Bóg, bowiem nam daje doskonałość, lecz my jej nie przyjmujemy. Nie będąc zaś doskonałymi tracimy wiedzę i mądrość.
Już w pismach wedyjskich czytamy, że żywa istota na początku posiadała pełnię wiedzy.
Kiedyś nie mogłem zrozumieć jak posiadając pełnię wiedzy mogła upaść. Nikt z ludzi i ich mistrzów nie umiał dać mi zadowalającej odpowiedzi. Teraz wiem, że była to pełnia wiedzy Boga, którą żywa istota przyjęła od Boga przez wiarę. Gdy żywa istota zapragnęła samodzielności wiązało się to automatycznie z jej odejściem od wiary, w tę pełnię wiedzy Boga. Wchodząc w samodzielność wychodziło się z wiedzy, mądrości i doskonałości. Powstawała wiara w siebie w miejsce wiary w Boga. To silne pragnienie samodzielności jeszcze dziś wielu ludziom nie pozwala uwierzyć nawet w istnienie Boga. W miejsce wiary w Boga maja oni inną wiarę - wiarę w to, że nie ma Boga, a na miejscu Boga stawiają siebie, czyli wiarę w siebie i w to, że mogą osiągnąć samodzielnie wiedzę, mądrość i doskonałość.
Nie wiem tylko ile im w tym ma pomagać negowanie istnienia Boga. Mnie osobiście istnienie Boga nie przeszkadza w samodzielnym poznawaniu świata. Poza tym mam świadomość, że zdolności, dzięki którym świat poznaję otrzymałem właśnie od Boga.
Upadek nazwałem duchową śmiercią dlatego, że istoty przed podjęciem samodzielności żyły w zupełnie innym świecie niż ten, który znają po upadku. Jeśli pójdziemy za tymi, którzy ten inny świat nazywają duchowym, to nasze wyjście z duchowego świata można nazwać duchową śmiercią, gdyż znaleźliśmy się w świecie o całkiem odmiennych warunkach nie tylko pod względem poziomu istot, ale i pod względem jego budowy fizycznej. Bowiem niedoskonały świat nie miał prawa być światem trwałym. To, co jest niedoskonałe, źle działa i rozpada się. Dopiero, gdy ludzie i zwierzęta osiągną doskonałość Bóg zmieni tu warunki fizyczne /uczyni nowe niebo i nową ziemię/. Głoszenie doskonałości jest Dobrą Nowiną w niedoskonałym świecie, gdyż oznajmia możliwość naprawy. Należy głosić ją, modlić się o nią ... Ona jest obiecanym Królestwem Bożym, które możemy przyjąć do swojej duszy. Niedoskonałość, to chęć bycia panem, bycia kimś wielkim, kogo, inni są zmuszeni podziwiać i mu służyć. Niedoskonałość, to chęć posiadania władzy, dlatego rządy ziemskie są niedoskonałe, gdyż ci, którzy władzy pragną rządzą ludźmi. Skoro pragnienie władzy świadczy już o niedoskonałości, to jak rząd złożony z takich ludzi może być doskonały? Sam Bóg nie pragnie władzy, lecz pragnie służyć. To jest właśnie doskonałość. Przez służbę stworzył świat i dla ludzi uczynił tak wiele. W końcu przyszedł jako człowiek, służył ludziom i nawet swoim uczniom, myjąc im też nogi. Podobnie jak rodzice myją nogi swoim dzieciom opiekując się nimi. Pozwolił się skazać, umęczyć i ukrzyżować. I dziś Bogu nikt nie może zarzucić, że pragnie władzy.
„Któż bowiem jest większy? Czy ten, który u stołu zasiada, czy ten, który usługuje? Czy nie ten, który u stołu zasiada? Lecz Ja jestem wśród was jako ten, który usługuje.” (Łuk. 22:27, BW)
Bowiem służba to doskonałość, a doskonałość to Królestwo Boże.
„A Ja przekazuję wam Królestwo, jak i mnie Ojciec mój przekazał.” (Łuk. 22:29, BW)
Kto prawdziwie przyjmuje to Królestwo, ten przyjmuje doskonałość, a kto przyjął doskonałość, ten służy innym.
Z jednego względu nazwa duchowa śmierć odnośnie naszego obecnego stanu – stanu upadku – jest nie do końca właściwa. Człowiek bowiem nie utracił duchowego świata absolutnie. Ma szansę wrócić do niego. Stanie się tak, gdy osiągnie taki poziom wiedzy, mądrości i doskonałości jaką posiada Bóg. Nie jest to jednak jedyna możliwość. Bo w zasadzie jedynym warunkiem bycia w doskonałym świecie Boga jest doskonałość. Kto jeszcze samodzielnie do niej nie dotarł i odrzuci samego siebie wraz ze swoją niedoskonałością i niedoskonałą pożądliwością, i przyjmie wiarę w Boga oraz ugości Jego wiedzę, mądrość i doskonałość w swoim sercu, tego i Bóg z powrotem weźmie do siebie. Doskonałość tę wyraża się jednak tylko przez służbę.
Królestwo Boże oprócz tego, że przychodzi niedostrzegalnie na Ziemię (patrz: Łuk. 17:20, BW) w bardzo powolnym procesie samodzielnego rozwoju moralnego ludzi, to ono już istnieje:
„Powiadam zaś wam prawdziwie: Niektórzy z obecnych tutaj nie zaznają śmierci, aż ujrzą Królestwo Boże.
A mniej więcej w osiem dni po tych mowach zabrał z sobą Piotra i Jana, i Jakuba i wszedł na górę, aby się modlić.
A gdy się modlił, wygląd oblicza jego odmienił się, a szata jego stała się biała i lśniąca.
I oto dwaj mężowie rozmawiali z nim, a byli to Mojżesz i Eliasz,
Którzy ukazali się w chwale i mówili o jego zgonie, który miał nastąpić w Jerozolimie.
A Piotra i jego towarzyszy zmógł sen. A gdy się obudzili, ujrzeli chwałę jego i tych dwóch mężów, którzy przy nim stali.
A gdy oni rozstawali się z nim, Piotr, nie wiedząc, co mówi, rzekł do Jezusa: Mistrzu, dobrze nam tu być, uczyńmy więc trzy namioty, jeden tobie, jeden Mojżeszowi, jeden Eliaszowi.
A gdy on to mówił, powstał obłok i zacienił ich. I zlękli się, gdy wchodzili w obłok.
A z obłoku odezwał się głos: Ten jest Syn mój wybrany, tego słuchajcie.
A gdy ten głos się odezwał, okazało się, że Jezus był sam. A oni przemilczeli to i w tych dniach nikomu nie mówili nic o tym, co widzieli.”
(Łuk. 9:27-36, BW)
Żywe istoty wybrawszy samodzielność wybrały mozolny proces zdobywania wiedzy. Wchodząc w stan niewiedzy weszły na drogę cierpienia, gdzie każdy ból jest kolejną lekcją. Ta męka ludzkiej egzystencji w oderwaniu od Boga może kończyć się dwoma rodzajami śmierci:
1. Śmiercią powszechnie znaną, czyli zakończeniem obecnego życia danego człowieka poprzez śmierć jego ciała fizycznego, czego celem jest lekcja pośmiertna i kolejne życie w jakimś mniej lub bardziej niedoskonałym ciele.
2. Śmiercią o której mówił święty Paweł: „codziennie umieram” mając na myśli stopniowe codzienne odchodzenie od swojej niewiedzy i przyjmowanie wiedzy Boga poprzez przyjmowanie woli Boga i Jego wiedzy, mądrości i doskonałości.
Najlepiej upadek żywej istoty ukazuje opowiadanie Chrystusa pod nazwą Podobieństwo o synu marnotrawnym:
„Potem rzekł: Pewien człowiek miał dwóch synów.
I rzekł młodszy z nich ojcu: Ojcze, daj mi część majętności, która na mnie przypada. Wtedy ten rozdzielił im majętność.
A po niewielu dniach młodszy syn zabrał wszystko i odjechał do dalekiego kraju, i tam roztrwonił swój majątek, prowadząc rozwiązłe życie.
A gdy wydał wszystko, nastał wielki głód w owym kraju i on zaczął cierpieć niedostatek.
Poszedł więc i przystał do jednego z obywateli owego kraju, a ten wysłał go do swej posiadłości wiejskiej, aby pasł świnie.
I pragnął napełnić brzuch swój omłotem, którym karmiły się świnie, lecz nikt mu nie dawał.
A wejrzawszy w siebie, rzekł: Iluż to najemników ojca mojego ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę.
Wstanę i pójdę do ojca mego i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie.”
(Łuk. 15:11-18, BW)
Upadek jest rozłąką od Boga, z naszego własnego wyboru z powodu chęci samodzielności i niezależności mimo naszej niedojrzałości. Dlatego prędzej czy później prowadzi nas do cierpienia i bólu. Przypowieść Chrystusa informuje nas też o tym, iż jesteśmy dziećmi Boga.
Krzyż w XII i XIII wieku bywał symbolem sądu królewskiego i ustawiano go na rynku. Krzyż w kole już w okresie przedchrześcijańskim oznaczał słońce, znali go Germanie i Celtowie. Rzeczą, znamienną jest, że ów krzyż w kole często malowano na czerwono. W czasach przedchrześcijańskich przysięgano kładąc rękę na czerwonym palu z krzyżem w kole, był to święty pal, a rękę kładziono w celu wzmocnienia przysięgi i potwierdzenia związku na całe życie. Staro - wysoko - niemieckim określeniem przysięgi było „sviren”, wywodzące się od słowa pal / = svir /. Był specjalny pal przysięgi i pal nagrobny. Dotknięcie każdego z nich służyło składaniu przysięgi. Dzisiaj już nie spotyka się pali nagrobnych. Zostały zastąpione krzyżami.
Są jednak dziś ludzie, którzy uważają, że Jezus umarł na palu, a nie na krzyżu. Jest ich tak wielu, że lekceważenie tego poglądu byłoby nierozsądne.
Nie znaczy to, że należy przyznać im rację. Chodzi raczej o to, że żadne zdanie nie jest fałszywe, jeśli zechcemy odczytać je jako symbol. Należy też pamiętać, że pal zawierał krzyż w kole.
Tak więc mamy w ludzkich dziejach pal /z krzyżem/ i krzyż, a łączy je grób oraz śmierć. Czy przez to stały się one ich symbolami?
W rzeczywistości powinniśmy się zainteresować krzyżem na palu albo krzyżem. Krzyż jest symbolem życia. Może to jednak być życie upadłe i pełne cierpienia, albo niekończące się życie w Królestwie Bożym.
Ukrzyżowanie oznacza jednocześnie dwie sprawy: 1. Śmierć dla życia niedoskonałego, czyli dla życia w tym przemijającym materialnym świecie. 2. Przejście do życia doskonałego w nieprzemijającym królestwie nie z tego świata.
W ukrzyżowaniu są zawarte dwa krzyże: ziemski i niebiański, widzialny i niewidzialny. Umiera się na ziemskim, a wchodzi się do niebiańskiego. Z ziemskiego jest się zdjętym, co symbolizuje porzucenie śmiertelnego krzyża DNA, a przyjmuje się krzyż nieśmiertelności.
Zdjęcie z krzyża oznacza uwolnienie od niedoskonałości, a ślady ukrzyżowania na rękach i nogach oznaczają istnienie w doskonałym życiu.
Grób jest śmiercią - grzechem, nad którym stoi święty krzyż lub jak dawniej święty pal. W tym wypadku pal i krzyż są jednoznaczne i oznaczają to samo - życie. Dlatego Słońce - symbol życia - było oznaczane krzyżem w kole i malowane np. na palu.
Właśnie dlatego na grobach stawiało się i stawia znaki krzyża, aby ukazać wiarę w nieśmiertelność życia i jakby na przekór śmierci zatyka się na grobach symbol życia.
Samo życie miało i ma w sobie coś świętego, dlatego tym bardziej i symbole które je wyrażają nabierają takiego charakteru jako jeszcze jeden dodatek do tego, że i tak prawie każdy symbol obrzędowy czy religijny nabierał świętego majestatu.
Z czasem jednak krzyż z racji skojarzeń z grobem stał się także symbolem śmierci.
To nie krzyż ale grób jest śmiercią, a Chrystus Łazarza wskrzesza właśnie z grobu. Później zaś sam zmartwychwstaje z grobu, nie zaś z krzyża.
Czym jest więc przybicie Chrystusa do krzyża, czyli do życia? Pamiętajmy, iż ciągle omawiamy symbole.
Życie jakie my posiadamy jest niestałe. Jest śmiertelne. Silne przywiązanie do ciała powoduje, że i nasza dusza umiera prawie z nim. Zdarza się, że człowiek przywiązany do swego bogactwa umiera w momencie swojego bankructwa. Także bardzo silne przywiązanie do innego obiektu może spowodować śmierć na skutek utraty tego obiektu /np. ukochanej osoby/. Tak działa siła umysłu. Dlatego nawet ci, którzy wierzą w życie pozagrobowe - życie duszy - ale są nadmiernie przywiązani do ciała, to po swojej śmierci mogą być pogrążeni w głębokim duchowym śnie, a gdy ich duch ponownie otrzyma śmiertelne ciało, aby uzyskać kolejną szansę na zdobycie nieśmiertelności innego rodzaju, ich pamięć uczuciowa nic nie będzie pamiętać z tego, co się działo pomiędzy kolejnymi żywotami. Dlatego ponownie najbardziej będą ich absorbować sprawy materialne.
Ludzie nie posiadają swojego życia. Ono jest im dawane i zabierane, by później dać każdemu to, na co zasłużył. Człowiek nie jest na stałe przybity do życia. Otrzymuje je jako łaskę i ma szansę by zatrzymać je na stałe.
Zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad grzechem, a więc samoofiara, a jeszcze precyzyjniej pokonanie własnego ego i własnych pragnień, jest modelowym zachowaniem na uzyskanie nieśmiertelności. Jest tym, co nas przybije do krzyża życia, ale życia innego - życia róży. Nie w tym sensie, że staniemy się różą zamiast człowiekiem, ale w tym, że staniemy się człowiekiem odmienionym zgodnie z doskonałym modelem tego, czym ma być istota ludzka.
Słowa: „Niech róże zakwitną na Twoim krzyżu” oznaczają, by na Twoim życiu zakwitła doskonałość.
O tym, że Jezus Chrystus też był człowiekiem i miał swoje ego oraz słabości wynikające z pragnień świadczą Jego słowa w ogrodzie w Getsemane:
„Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie.”/Mat.26,39/
„Rzekł do nich: Smętna jest dusza moja aż do śmierci... padł na ziemię i modlił się, aby, jeśli to możliwe, ominęła go ta godzina. I mówił: Abba, Ojcze! Ty wszystko możesz, oddal ten kielich ode mnie.” /Marek 14,34-36/
„A ukazał mu się anioł z nieba, umacniający go. I w śmiertelnym boju jeszcze gorliwiej się modlił; i był pot jego jak krople krwi, spływające na ziemię.” /Łuk.22,43-44/
Ale nie popadł w pokuszenie swojego ego dzięki swojej modlitwie, co wyraził dalej słowami: „Dlaczego śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie.” /Łuk.22,46/
Nie popadł w pokuszenie dzięki postawie wyrażonej w słowach: „Ojcze... wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie.” /Łuk.22,42/ Tak więc nasze ego w rzeczywistości jest naszą podległością /poddaństwem/ starej naturze naszych przodków, a ta jest archetypami zła i pozornego dobra. Nasz wrodzony związek z nią powoduje, iż ona wywiera na nas swój wpływ (grzech pierworodny). Dlatego człowiek musi nawiązać łączność /modlitwa/ z naturą bożą - archetypami dobra i musi ciągle go pielęgnować /czuwajcie/, bo inaczej ta stara natura odnowi swój wpływ. To ma być ciągła walka: zbieranie posiłków w modlitwach, czytaniu lub słuchaniu nauk z świętych pism, i stawianie oporu niewidzialnym mocom zła, które narzucają swoją wolę. Musimy pamiętać, że odrzucenie tej tzw. „naszej” woli w rzeczywistości jest odrzuceniem woli szatana /złe archetypy/, a przyjęcie woli Ojca jest wejściem do krainy dobrych archetypów - krainy Królestwa Bożego, które jest „bliżej niż ręce i nogi”. Warto tu przypomnieć jak bardzo często modlił się Chrystus. Kto nie czyni tego tak jak On, ten nie ma szans na uwolnienie się od starej natury.
Tak więc pal i krzyż w innym sensie oznaczają samoofiarę, choć w rzeczywistości to człowiek nie dokonuje żadnej samoofiary, lecz porzuca jedynie to, z czym się błędnie utożsamia. /patrz str. 184 (od Ciało, czyli stare dziedzictwo grzechu) /
Utożsamienie z archetypami zła i pozoru dobra, a jednocześnie magnetyczna zależność od nich, są tak silne, że uwolnienie się od nich wymaga wiele trudu /ofiary/. Zaś krzyż w kole reprezentujący słońce /życie/ oznacza powstanie do nowego i prawdziwego życia /Bóg jest Bogiem żywych/ poprzez ofiarowanie starego życia – życia w niedoskonałości. Właśnie święto Bożego Narodzenia obchodzone w momencie przesilenia zimowego w Europie oznacza religijnie narodziny Chrystusa i astronomicznie wypada w okresie narodzin słońca, które zaczyna budzić się do życia.
W astrologicznej symbolice krzyż w kole uosabia Ziemię. Oznacza to, że Ziemia jest miejscem narodzin Słońca - Chrystusa - światła świata. Ta archetypiczna równość między Ziemią a Słońcem, oznacza przyszłe wybawienie Ziemi z mocy ciemności.
Ziemia zaś jest teraz kaźnią, jakby palem i krzyżem, na których albo pozwolimy się ukrzyżować, pokornie poświęcając samych siebie, albo nie zgodzimy się na to i ciągle będziemy odradzać się w niedoskonałych śmiertelnych ciałach. Niekoniecznie na ziemi.
Bo z czasem ta ziemia będzie nowa. Nie dla umarłych. Dla ożywionych, którzy przez przyjęcie Ducha Świętego zostają ożywieni. Bo teraz w grobach jesteśmy, to jest, w szatańskich sidłach, nie starając się zbytnio o uwolnienie. Kiedy zaś wyjdziemy i ukażemy się jako żywi?
Skoro nawet ziemia osiągnie doskonałość Słońca, dlaczego my się o to nie staramy? Lecz wielu się już postarało i wielu się stara. Dzięki nim i ziemię Bóg przemieni.
Chrystus ucieleśnia także sąd, tak jak sąd symbolizują czerwień i krzyż. Bo człowiek, który się narodzi na nowo, zaczyna sądzić samego siebie. Nie sądzi innych, lecz sądzi własną zależność od starej natury. Sadzi ją, wydaje wyrok na „belki w swoim oku”, wyrywa je, wyrzeka się ich, modli się do Boga, i w ten sposób staje się naśladowcą Chrystusa, jego bratem /siostrą/, by być jako zwycięzca w Chrystusie, a Chrystus w nim.
Wszystkie te słowa klucze tworzą wzajemną zależność. Krzyż jest słońcem, słońce Chrystusem /światło świata/, Chrystus czerwienią /droga zbawienia/, czerwień różą, która ma kolce, ale ostatecznie wydaje piękny zapach. Podobnie grzeszny człowiek, gdy zakwitnie i dokona procesu róży, jako zbawiony wyda piękny zapach doskonałości.
„Jeszcze tylko krótki czas i świat mnie oglądać nie będzie; lecz wy oglądać mnie będziecie, bo Ja żyję i wy żyć będziecie.
Owego dnia poznacie, że jestem w Ojcu moim i wy we mnie, a Ja w was.
Kto ma przykazania moje i przestrzega ich, ten mnie miłuje; a kto mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja miłować go będę, i objawię mu samego siebie.” /Jana 14.19-21/
Powyższe słowa Chrystusa mówią, że zanim nastąpi drugie przyjście Chrystusa w obłokach wobec całej ziemi, Chrystus objawiać będzie siebie dla swoich wiernych.
Chrystus przejawił w świecie archetyp dobra /0jca/ nie jako ideę, ale jako działanie - czyn. /„Po czynach poznacie ich.”/ Sam mówi o tym w słowach: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest winoogrodnikiem. Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy.” /Jana 15.1-2/ Tak więc każdy, kto przez wyrzeczenie i modlitwę nie będzie trwał w Chrystusie, czyli w archetypie dobra i kto nie będzie poświadczał tego uczynkami (owocem), zostanie kiedyś skazany na wieczną śmierć, zaś ten kto będzie trwał i będzie poświadczał to uczynkami (owocem), tego sam Bóg będzie stopniowo uwalniał /oczyszczał/ spod wpływu złych archetypów. Oczyszczanie o którym mówi Chrystus wyjaśnia nam to nad czym tak wielu ludzi się zastanawia: Dlaczego ci, którzy raczej nie postępują źle, są doświadczani przez życie? Właśnie to oni są mili Bogu i Bóg nimi się zajmuje chcąc doprowadzić ich do doskonałości. Oni chcą być dobrzy, taka jest ich wola, więc Bóg im w tym pomaga.
/Inne pytanie pojawiające się to: Dlaczego są źli, którzy się dobrze mają? Bóg zostawia ich z tym czego chcą, a mają wolę być złymi. Nie można uczynić kogoś dobrym na siłę. Jeśli jednak ktoś jest złym tylko dlatego, że zbłądził, temu wystarczą nauki pouczające go o prawdzie lub wezwanie go do opamiętania. Tego zaś, kto jaki jest, nie tak łatwo osądzić. Nawet aniołowie mogą tu popełnić omyłkę: „A słudzy mówią do niego: Czy chcesz więc, abyśmy poszli i wybrali go? A on odpowiada: Nie! Abyście czasem wybierając kąkol, nie powyrywali wraz z nim i pszenicy.” (Mat. 13:28-29, BW)/
Dalej Chrystus mówi: „Trwajcie we mnie, a Ja w was. Jak latorośl sama z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie.” Te słowa wyraźnie mówią, że człowiek sam z siebie nic nie może uczynić, czyni jedynie pod wpływem archetypów. Dlatego chcąc wydawać dobry owoc należy mieć łączność jedynie z dobrym korzeniem - krzewem. Tu Chrystus przedstawia się jako krzew, czyli archetyp dobra, dlatego mówi, że latorośl sama z siebie dobrego owocu nie wyda, jeśli w Nim (Chrystusie - archetypie dobra) nie trwa. Jednak tak jak trwanie w Chrystusie oznacza trwanie w archetypie dobra, tak trwanie w archetypie dobra nie musi w umyśle ludzkim być związane z postacią Chrystusa. Ktoś może uważać się za osobę niereligijną, a jednocześnie postępować w Duchu Prawdy i Miłości - w Duchu Świętym. Człowiek taki nie ma nic przeciw Prawdzie i Dobru.
Jest on nieświadomie w łączności z archetypem dobra. Jeśli więc ktoś odrzuci Chrystusa, to nie oznacza to jeszcze, iż się potępił; zaś jeśli odrzuci miłość i dobro, to odrzuca swoje zbawienie, którymi one są. Dlatego Chrystus powiedział: „A jeśliby ktoś rzekł słowo przeciwko Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone; ale temu, kto by mówił przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone ani w tym wieku ani w przyszłym. Zasadźcie drzewo dobre, to i owoc będzie dobry, albo zasadźcie drzewo złe, to i owoc będzie zły; albowiem z owocu poznaje się drzewo.” /Mat.12,32-33/ Tak więc Duch Święty jest tym samym archetypem dobra co i Chrystus, który wydaje dobre owoce. Ducha Świętego nie widać. On jest Duchem Prawdy, Miłości i Dobra. Nie wszyscy ludzie chcieli być pod Jego wpływem - nie wszyscy ludzie chcieli być żywi i zdrowi, gdyż życie i zdrowie płyną jedynie z archetypu Boga. Ci ludzie są chorzy i do nich przyszedł Chrystus jako widzialny przejaw archetypu Boga.
„Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają; nie przyszedłem wzywać do upamiętania sprawiedliwych, lecz grzeszników,” /Mar.2,17/
Wielu ludzi łączy się intelektualnie i emocjonalnie z archetypem miłości /to są ich liście/, lecz w rzeczywistości nie mają takich uczynków, które by tą miłość wyrażały /brak im owoców/. Co ich czeka mówi wydarzenie z drzewem figowym. „I ujrzawszy przy drodze jedno drzewo figowe zbliżył się do niego, ale nie znalazł na nim nic oprócz samych liści. I rzecze do niego: Niechaj się już z ciebie owoc nie rodzi na wieki. I uschło zaraz drzewo figowe.” /Mat.21,19/ Tak więc nic człowiekowi nie pomogą liście - nic nie pomoże akceptowanie, czy nawet głoszenie nauk Jezusa Chrystusa. Takiego jedynie „liściastego” człowieka czeka wieczna śmierć. Jedynie uczynki i czynne naśladowanie Chrystusa są prawdziwą łącznością /religią/ z Bogiem.
Gdy ktoś jedynie przyjmuje doskonałość intelektualnie i emocjonalnie, a nie wyraża jej uczynkami, to znaczy, że nie żyje zgodnie z tym, a jeśli nie żyje z tym, to żyje z czymś innym. To zaś, z czym żyje z czasem zdominuje jego uczucia i umysł, i spowoduje, że uschnie duchowo. Bo jego myśli i uczucia zaczną się zmieniać, bo będą podążać za uczynkami. Dlatego starajmy się jak najczęściej swoim czynem wyrażać dobro wobec bliźnich. By nasze zaniedbanie czy niewłaściwa postawa nie zawładnęły nami całkowicie. Zaniedbanie dobra, bowiem jest już oznaką śmierci i dlatego do śmierci doprowadzi każdego, kto się go trzyma. Jeśli zaś zaniedbanie dobrych uczynków jest wstępem do śmierci, to o ile bardziej do śmierci prowadzą złe uczynki. Każdy zaś, kto spełnia dobre uczynki jest budowniczym Królestwa Bożego. Tylko, bowiem dobro i doskonałość mogą trwać wiecznie. To zaś, co zepsute, ulega rozkładowi.
Warto tu coś dopisać o archetypach. Nie są one jedynie zbiorowymi ideami i zbiorową pamięcią, czy zbiorową nieświadomością /nieświadomością z punktu widzenia tego, co obecnie ludzie nazywają świadomością człowieka, i co ma być wobec niej drugim biegunem umysłu/. Archetypy są świadomymi w sobie, wysoko zorganizowanymi energetycznymi istotami, przewyższającymi człowieka w sposób przez niego samego niewyobrażalny. Także C.G. Jung w swojej pracy „Archetypy i symbole” pisze, że to one są podmiotem względem człowieka. Człowiek dla nich jest przedmiotem, którego mogą chwytać, obezwładniać, narzucać swą wolę - czyli tworzyć wolę człowieka, oraz tworzyć jego świadomość, uczucia i myśli. Archetyp także wg Junga przerasta aktualne możliwości człowieka: „objawia mu się, nie człowiek poznaje objawienie, lecz jest jego przedmiotem, naczyniem i nie może się nawet chwalić zrozumieniem tego objawienia.” Mowa jest tu o archetypach przerastających aktualną ewolucję człowieka i popychających tę ewolucję do przodu.
Cokolwiek człowiek czyni przyjmuje energię i naturę jakiegoś archetypu, dobrego lub złego.
„A On, obróciwszy się, zgromił ich i rzekł: Nie wiecie, jakiego ducha jesteście.” (Łuk. 9:55, BW)
Ciągle, więc jesteśmy ofiarą. Ale co jest lepiej przyjmować w siebie: Czy to, co jest doskonałe, czy to co uległo zepsuciu?
Z powodu dziedzictwa rodzimy się będąc we władzy archetypów zła, gdyż nasi przodkowie oddali się im w niewolę. My możemy się im przeciwstawić.
Z powodu tego jednak, że się rodzimy w tym, co dawniej nazwano grzechem pierworodnym, dlatego wydaje się nam to być naszą naturą.
Czy jednak to, co zepsute, może być prawdziwe? Nie. I nasza prawdziwa natura jest doskonała. My jednak musimy ją oczyszczać, aby stała się czysta.
Teraz jednak to, co złe i słabe wydaje się być nami. I wydaje się nam, że nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Tym bardziej, że wielu mocno się zżyło się z tym. Tak dalece, iż nazywają to swoimi potrzebami albo swoim charakterem. Dlatego odrzucenie tego wydaje się być walką z samym sobą i na początku jest wielkim wyrzeczeniem i ofiarą.
Aby jednak posiąść zdolność do takiej samoofiary potrzebne jest posłuszeństwo i wielka miłość do Boga. Widzimy to na przykładzie Chrystusa, gdy nie chce umierać na krzyżu. Jednak ponad to przedkłada swoją miłość do Boga i swoje posłuszeństwo temu, kogo miłuje.
„Potem postąpił nieco dalej, upadł na oblicze swoje, modlił się i mówił; Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty.” (Mat. 26:39, BW) Jest to niezwykła postawa, bo w niej widzimy jak Chrystus przez miłość do Ojca pokonuje wszelką troskę o doczesne ciało i wszelkie obawy o cierpienia doczesne. Z powodu tej miłości godzi się na cierpienie i bolesną śmierć, by dać szansę życia wiecznego nawet swoim oprawcom, jeśli się później nawrócą.
Od tego momentu osoba Chrystusa jest najbardziej godna podziwu i staje się najbardziej niezwykła. Tym bardziej, iż czyni to, gdy już jest kimś wielkim. Cieszy się poważaniem. Dokonuje cudownych rzeczy. Ma swoich uczniów.
I w takiej chwili zgadza się na potraktowanie Go jak zbrodniarza, na zdradę przez swojego ucznia, na to, że jeden się go zaprze, a wszyscy go opuszczą, i na poniżenie. Dalej zaś cierpienie, ból, mękę i haniebną śmierć.
I wszystko to robi dla ludzi, gdyż tak chce Bóg. Robi to, mimo że to ludzie tak postąpią z Nim okrutnie.
A czy my wierząc i wyznając wiarę w Boga podamy choćby szklankę wody, temu kto nas właśnie skrzywdził i odważył się o nią poprosić?
Jak wielu z nas nie chce pomóc drugiemu człowiekowi nawet wtedy, gdy należy to do naszych obowiązków wynikających z wykonywanej przez nas pracy zawodowej!
Nie tylko żyjemy byle jak, ale nawet pracujemy byle jak!
Czyż nie przedkładamy wszystkiego innego ponad drugiego człowieka?
Gonimy za dobrami tego świata, a one się bardziej dla nas liczą niż ludzie.
Jak długo jeszcze będziemy trwać w tej głupocie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jerzy Karma
Referent
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:28, 02 Cze 2008 Temat postu: Modlitwa do ludzi |
|
|
Modlitwa do ludzi
Najpierw służymy sobie, później nie zadowala nas to i czujemy się tym ograniczeni. Służenie sobie staje się nudne. Wtedy zaczynamy służyć rodzinie. W miarę, naszego dalszego rozwoju nasza służba rozszerza się. Służymy swemu krajowi, a następnie ludzkości. Później wszystkiemu, co żyje i wreszcie Temu, który jest wszystkim, co dobre, czyli Bogu.
Nauczono Was modlić się do Boga. I słusznie. Bo modląc się do Boga, można nauczyć się tego, czym jest modlitwa. Teraz jednak ci, którzy już modlić się nauczyli niech zastosują modlitwę w życiu, a nie tylko w świątyni z kamienia. Czyż człowiek nie jest najprawdziwszą świątynia Boga? A czyż nie napisano, że „nikt z ludzi nie wie, kim jest człowiek, prócz Ducha Ludzkiego, który w nim jest” /patrz 1 Kor. 2:11/, oraz że ludzie „nie wiedzą, co czynią”/Łuk. 23:34/?
Nie gniewajcie się, zatem na ludzi, jeśli coś nie tak czynią, albo gdy ktoś nie spełnia Waszych dobrych oczekiwań. Natychmiast odpuśćcie każdemu jego przewinienia, a „odpuści i Wam Ojciec Wasz niebieski.” /Mat. 6:14/ I nie mówcie nic temu człowiekowi, który nie wie, co czyni i który i tak Was nie zrozumie – a takich jest większość. Ale najpierw módlcie się do jego Ducha, który w nim jest. W duchu wybaczcie i w duchu się módlcie. I nie żałujcie daru miłości. „Miłujcie nieprzyjaciół waszych.” (Mat. 5:44, BW)
Powiedziano Wam: „A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych.” (Mat. 6:15, BW)
A ja Wam powiadam, że każdy, kto nie modli się w duchu do bliźniego swego, to jest do Ducha jego, nie może w tej samej sprawie modlić się do Boga.
Gdyż, choć modlić się będzie do Boga, nie będzie to modlitwą, bo bez pojednania w duchu i bez miłości wobec bliźniego, nie można oczekiwać wiele dobrego z jego strony i ze strony Boga, gdyż „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście.”( Mat. 25:40, BW) Wszyscy są dziećmi Boga, kto zatem miłuje jego dzieci tego i On miłuje.
Dlatego pojednaj się w duchu z tym człowiekiem, który jest niedoskonały albo i nawet grzeszy, i módl się do Ducha Ludzkiego, który jest w nim, bo czyniąc to jemu, czynisz to Bogu i przez tego ducha modlitwa Twoja trafia do Boga i będzie wysłuchana.
Nie wszystko, co jest niedoskonałe, jest grzeszne. Bo czyż dzieci, które uczą się chodzić, nie są piękne, mimo swoich upadków? Mają w sobie tyle swoistego wdzięku i niewinności, mimo że chodzą jeszcze niedoskonale. W tym okresie patrzymy na nie z zachwytem i radujemy się ich chęcią chodzenia mimo ich niezdarności, a i ta niezdarność jest na swój sposób piękna.
Gdy jednak dorosną i nauczą się chodzić, to chodzą doskonale. A gdy któreś z nich nadal chodzi niepoprawnie to albo jest chore, albo nie uczyło się chodzić. Albo ono same lub ktoś inny uczynił je kalekim.
Podobnie jest z umysłami ludzkimi. Uczą się doskonałego postępowania od dzieciństwa. I nauce tej zagraża więcej, niż nauce chodzenia. Bo wielu wokół jest takich, którzy chcą nas uczynić kalekimi, gdyż sami tacy są.
Jakże mając gniew na bliźniego i nie mając miłości do niego możemy oczekiwać od niego, że będzie nam sprzyjał? Wyraźnie jest napisane, iż każdy, kto się gniewa na brata swego niech oczekuje sądu, a za powiedzenie doń: „Głupcze”, nawet i piekła. /patrz Mat.5:22/ Nie można przecież liczyć na czyjąś życzliwość, jeśli tak się go traktuje. I Bóg nic tu nie pomoże. Nie, dlatego iż nie chce czy nie może, ale dlatego, że nie modlimy się z miłością do ludzi. Bowiem Bóg, wszystkich miłuje i oczekuje, że i my wszystkich będziemy miłować.
Módlcie się, więc w duchu do ludzi, bo są obrazem i podobieństwem Boga /zobacz 1 Moj. 1:26 -27/, a wtedy i Bóg wysłucha Waszej modlitwy.
Wiecie już przecież, że „jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych.” (Mat. 6:15, BW)
Otrzymujecie więc to, co sami dacie. Dacie przebaczenie. Otrzymacie przebaczenie.
Dacie miłość i uprzejmość w modlitwie, otrzymacie pomoc.
Bliźnim zaś i bratem waszym jest każdy człowiek, z którym macie do czynienia lub, z którym zamierzacie mieć do czynienia. A nawet więcej, jest nim każdy człowiek.
Dlatego uczę Was, moi mili, i modlę się do Was i do Ducha Waszego, i oczywiście do Boga i Ducha Bożego, abyście się wzajemnie miłowali, a w razie potrzeby i trudności, abyście wzajemnie do siebie zanosili modły, a wtedy i Bóg Was wysłucha, gdy o Nim pamiętać będziecie i mieć Go w swej miłości wespół z bliźnimi, do których się modlicie.
Lecz na początek, gdy się modlicie, to módlcie się do jednego bliźniego, bo musicie wziąć pod uwagę moc swojej modlitwy i to jak wiele miłości macie.
Zwykle jest zresztą tak, że w danej chwili potrzebujemy czegoś od jednego człowieka, a nie od wielu.
Jeśli jednak potrzebujemy od kilku, to módlmy się do kilku: albo do każdego oddzielnie, albo do kilku naraz.
Wtedy jednak musimy dać z siebie więcej wysiłku.
Każda modlitwa im jest mocniejsza i częstsza, tym lepsze rezultaty daje.
Czy myślicie, że naprawdę to ja Was uczę? Wszak i mnie pouczono, lecz inaczej, choć tego samego.
Pamiętajcie jeszcze, że modlitwa to prośba, dobro i miłość. Jeśli którejś z tych rzeczy zabraknie to nie ma modlitwy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|