Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Przeżywanie śmierci bliskiej osoby

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Przeznaczenie i wolna wola
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:44, 28 Cze 2008    Temat postu: Przeżywanie śmierci bliskiej osoby

Tekst poniższy dedykuję,,,

Dlaczego człowiek ma osobowość ulegającą tego typu sytuacjom?
Z czego to wynika?

Czy nie wynika to z tego, że jesteśmy podłączeni do zbioru z którego płyną te archetypy?
Jakakolwiek więź ze owym zbiorem czyni nas podatnymi bardziej lub mniej z archetypami w nim działającymi, a przede wszystkim z archetypami najbardziej ogólnymi, czyli mającymi najwięcej mocy zbiorowej.

Inaczej stwierdzając, są to owe więzi karmiczne. Jeszcze inaczej określając, są to więzi wytworzone przez sam umysł, nie ważne czy nasz, czy inny, wystarcza gdy nasz je do siebie dopuścił.
W ten sposób wszelkie doświadczane przeżycie znajduje swoje źródło w umyśle, Choć często w bezpośrednim odbiorze umysł nie jest już bezpośrednim odbiorcą, ani bezpośrednią reakcją, gdyż w przeszłości sam wytworzył cały zespół dodatkowych narzędzi reagujących bezpośrednio na określone zdarzenie. Takimi wypustkami umysłu są np. zmysły.

Takie chwile, jak ta, może nam uświadomić - kim jesteśmy i czemu podlegamy.
Możemy postawić pytanie: Czy my tym jesteśmy?
Czy pomimo doświadczania jesteśmy doświadczanym stanem?
Co zatem powoduje, że stan ten nad nami panuje?
Co powoduje jego ogromną siłę?

Siła ta pokazuje jak wielka jest moc uwarunkowań jakie budowaliśmy przez liczne żywoty.
Czy można strzeleniem palców uwolnić się od uwikłań tworzonych przez wieki?
Konieczna tu jest długotrwała praca.

Nasze przeżycia zaś ukazują nam jak wiele jej jeszcze jest przed nami.

Czy znaczy to by nic nie przeżywać?
Nie.
To znaczy, by wypracować doskonałe przeżywanie, oraz świadomość tego czym są sprawy je powodujące.
Chodzi o takie przeżywanie, które nie kontroluje człowieka wbrew niemu.
Jeśli zaś kontroluje, to tylko wtedy, gdy on chce jego doświadczać bez kontroli ze swojej strony.
Człowiek zaś w każdym momencie może wyjść z tego przeżycia.
Szybkość tego wychodzenia świadczy o różnicy w sile pomiędzy samym przeżyciem, a świadomością.
____________________

Jeśli nam zdarzy się doświadczać konkretnego przeżycia śmierci bliskiej nam osoby, to czy nie lepiej jest doświadczać naszej miłości ku tej osobie?
Miłości czystej i niezakłóconej cieniem smutku?
Co chcemy dać odchodzącej osobie? Miłość, czy smutek?

Łzy? One też mogą być ze szczęścia. Mogą tez być łzy miłości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:11, 29 Cze 2008    Temat postu: Miłość uwalnia

Znaczenie miłości jest istotne jako jeden z czynników wyzwalających.
Poprzez miłość rozumiano jednak zbyt wiele.
Np. przeciwstawiano miłość nienawiści.
W taki sposób błędnie rozumiano wypowiedź Jezusa: "Miłujcie nieprzyjaciół waszych..." (Łuk. 6:35, BW).
Nieprzyjaciół zazwyczaj - zgodnie z jednym uwarunkowującym archetypów ludzkości - się nienawidzi.
Jezus w tych słowach mówi: Zmieńcie to! Przeciwstawcie się temu uwarunkowującemu was archetypowi!
Miłujcie nieprzyjaciół!

Mało kto z ludzi jednak potrafi miłować nieprzyjaciół...
Dlaczego?
Dlatego, że nie znają czym jest prawdziwa miłość.
Np. sądzi się, że jest przeciwieństwem nienawiści.

O czym należy pamiętać w miłości?
Należy pamiętać o tym, że w prawdziwej miłości nie ma miejsca dla ego.
Kto zatem ma kochać? - myśli się wtedy zazwyczaj - Czyż nie ego?
Odpowiedź jest taka:
Miłość jest stanem, w który się wchodzi i którego się doświadcza. Nie wytwarza się go. Miłość jest zawsze i wszędzie. Jest to Królestwo Boże.
Wejść w miłość można zawsze i wszędzie. Tylko człowiek najczęściej nie potrafi tego z powodów własnej osobowości. Dlatego musie wiele pracować nad osobowością. Tak, by uwolnić się od wszystkiego, co go blokuje.
_____________________________

Miłość nie może być pragnieniotwórcza!
U ludzi zazwyczaj miłość kojarzy się z przyciąganiem ku czemuś, z pragnieniem tego, albo nawet i z pożądaniem posiadania

tego czegoś lub kogoś.
Wiecie co to oznacza? Oznacza to zalążek śmierci tej miłości. Bo w zasadzie taki stan nie jest miłością. Choć tak bywa nazywany przez ludzi. Dlatego można go określić ludzką miłością, albo trochę właściwiej: ziemską miłością. Choć oba określenia nie są doskonałe, gdyż nie są warunkowymi - ludzie bowiem mogą być także w prawdziwej miłości, oraz prawdziwa miłość będąc i na ziemi, także i tu może być doświadczana przez każdego /kto oczyści swoją osobowość/. Miłość jest stanem.
_____________________________

Miłość ludzka kojarzona jest z przyciąganiem, a jest niemożliwą rzeczą czuć przyciąganie do nieprzyjaciół.
Jezus jednak nie o takiej miłości mówił.
Nie miał na myśli tego, byśmy miłowali ich miłością ludzką.
Chodziło mu o to, by nie dać się wciągać w któryś z uwarunkowujących archetypów, a zamiast tego szukać i doświadczać stanu miłości. Będąc w takim stanie jest się w miłości całkowicie - nie ma tam rozróżnienia na przyjaciół i nieprzyjaciół.
To jest czysty stan miłości bezwarunkowej i bezosobowej. Miłość ta nie podlega żadnym warunkom. Jest to miłość zaiste nie z tego świata. Jednak ona będąc wszędzie jest także dostępna i tutaj. Kto chce ją wziąć może wejść w nią i trwać w niej.
Pamiętacie takie słowa Jezusa?
"Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd." (Jan. 18:36, BW)
Jak rozumiano te słowa? Czy nie tak, że sług Jezusa tu nie ma, dlatego nie walczą?
Znaczenie jest jednak inne. Podobnie jak nie jest typowo ziemskie znaczenie słowa "słudzy", bo czyż Chrystus, który przyszedł służyć ludziom, gdziekolwiek chciałby posiadać sługi w ludzkim znaczeniu?
Jezus jest w określonym polu Królestwa Bożego, a wszyscy którzy w tym polu znajdują się, są poddani działaniu tego pola - poddani z własnej woli. Jest to pole doskonałości. Oni są poprzez to sługami doskonałości - inaczej: są działającymi w doskonałości.
W doskonałości nie ma walki w ludzkim rozumieniu, ani służby w ludzkim rozumieniu, ani miłości w ludzkim rozumieniu. U ludzi te rzeczy są bowiem niedoskonałe. Przez to są zupełnie czymś innym.
Słudzy Jezusa są w polu miłości - jakże zatem mieliby walczyć? Oni nie są stąd - dlatego nie postępują jak tu się postępuje!
Ich stan jest zupełnie inny od stanu ludzkiego - oni nie są z tego świata!
Tylko dlatego nie walczyli i nie walczą. Nie dlatego, że byli gdzieś daleko. To dla nich nie byłoby żadną przeszkodą.
Rozumiecie to?
_____________________________

Jeśli ktoś z Was w swojej miłości doświadcza jakiegokolwiek pragnienia, oznacza to, iż miłość jego jest ziemska i podlega śmierci. Przeminie zatem, gdyż nie była tym, co u Boga uchodzi za miłość.

O miłości pisałem już wiele razy. Między innymi w temacie postu: Ile miłości? Kogo miłować? (Z tematu głównego: Jak żyć dobrze i mądrze)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:26, 29 Cze 2008    Temat postu: Władcy rządzący w eterze

Archetypy tego świata są tak silne - tak mają ludzi w swojej mocy, że nie są wolni, gdyż im sie poddają.
W tym sensie ludzie są sługami wielu archetypów.
Np. jest tyle rzeczy dobrych, które moglibyśmy robić - jednak nie robimy tego ze względu na innych. Właśnie poprzez innych przejawia się moc archetypów.
W ten sposób archetypy ustanawiają określone modele działań na tym świecie.

Czyż nie działamy "według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych."? (Efez. 2:2, BW)

Jest z nami jednak tak, jak pisał Psalmista:
"Zmiłuj się nade mną, Panie, bom jest słaby; Uzdrów mnie, Panie, bo strwożyły się kości moje!" (Ps. 6:3, BW)

Tak jesteśmy podlegli mocy archetypów, iż trwożymy się na myśl, że mielibyśmy wypowiedzieć im posłuszeństwo!

A na czym polega służba duchowa?
Czy na tchórzostwie?
Czyż nie mamy stać się wojownikami?
Dotąd byliśmy poddani archetypom - służyliśmy im i pracowaliśmy dla nich.
Każdy - kto jest powołany w duchu, ten o tym wie, bo wyraża w nich to duch. Świadomość wielu nie dopuszcza w nich jeszcze owego powołania do wiedzy. Niech jednak porzucą niezdecydowanie, a w swoim pociągu ku rzeczom duchowym niech odkryją swoje powołanie. Niech odkryją, że są wojownikami. Nie miecza, lecz ducha.
"Obwołajcie to wśród narodów! Ogłoście świętą wojnę! Powołajcie pod broń bohaterów, niech przyjdą i wyruszą wszyscy wojownicy!" (Joel. 3:14, BW)

A kim są ci wszyscy powołani? To są ci, których przedstawiono pod symbolem Judy i Jeruzalemu. O których napisano prproctwo:
    1. A potem wyleję mojego Ducha na wszelkie ciało, i wasi synowie i wasze córki prorokować będą, wasi starcy będą śnili, a wasi młodzieńcy będą mieli widzenia.
    2. Także na sługi i służebnice wyleję w owych dniach mojego Ducha.
    ...
    5. Wszakże każdy, kto będzie wzywał imienia Pana, będzie wybawiony; gdyż na górze Syjon i w Jeruzalemie będzie wybawienie - jak rzekł Pan - a wśród pozostałych przy życiu będą ci, których powoła Pan.
    6. Bo oto w owych dniach i w owym czasie, gdy odmienię los Judy i Jeruzalemu... (Joel. 3:1-2,5-6, BW)


Kim zatem są ci powołani, czyli poszukujący ducha w tym świecie?
To są ci, którzy nie są stąd, a którzy zostali tu sprowadzeni i poddani w niewolę archetypów tego świata.
Zostali oni oddaleni od swojej prawdziwej ojczyzny. Od Królestwa Bożego.
"Synów Judy i synów Jeruzalemu sprzedaliście Jończykom, aby ich oddalić od ich ojczyzny.
Oto Ja znowu sprowadzę ich z miejsca, dokąd wy ich sprzedaliście..." (Joel. 3:11-12, BW)

Większość z nich, choć pragnie wybawienia, powrotu do chwały Boga, którą jest doskonałość, czuje się chora i słaba.
A choć są słabi, potrafią i mają siły służyć mocom tego świata.
Dlatego Bóg mówi do nich przez proroka:
"Przekujcie swoje lemiesze na miecze, a swoje sierpy na oszczepy! Kto słaby, niech mówi: Jestem bohaterem!" (Joel. 3:15, BW)
Miecz i oszczem są tu metaforą zmiany postawy. W metaforze tej mówi się: Skoro mogłeś służyć siłom ciemności niczym rolnik pracujący sierpem i lemieszem, to mozesz tak samo przeciwstawić się nim kierując swoje siły inaczej, niż dotąd.
Potwierdzenie, że nie chodziło tu o miecz w dosłownym znaczeniu znajdujemy w słowach Jezusa:
"A ci, którzy byli przy nim, widząc, na co się zanosi, rzekli: Panie, czy mamy bić mieczem?
I uderzył jeden z nich sługę arcykapłana, i odciął mu prawe ucho.
A Jezus odezwał się i rzekł: Zaniechajcie tego! I dotknąwszy ucha, uzdrowił go." (Łuk. 22:49-51, BW)

Istotne jest tu to, co Bóg mówi w słowach, co poszukujący wędrowiec ma sobie powiedzieć: "Jestem bohaterem!"

"Przychodźcie śpiesznie, wy, wszystkie okoliczne narody! Zbierzcie się! Panie, sprowadź tam swoich bohaterów!" (Joel. 3:16, BW)
"Teraz jednak, kiedy poznaliście Boga, a raczej, kiedy zostaliście przez Boga poznani, czemuż znowu zawracacie do słabych i nędznych żywiołów, którym ponownie, jak dawniej służyć chcecie?" (Gal. 4:9, BW)
___________________________

Czytając powyższe niejeden stwierdzi, że pisać jest łatwo, albo że, łatwo jest w teorii, trudniej zaś w praktyce.
Świadomość jednak jest tym, co rodzi podstawy ku praktyce.
___________________________

Z domu wychodzi się samemu, a potem można wpaść w niewolę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Igmana (ptak)




Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:55, 06 Lip 2008    Temat postu: Re: Przeżywanie śmierci bliskiej osoby

JerzyKarma napisał:
Tekst poniższy dedykuję,,,

Dlaczego człowiek ma osobowość ulegającą tego typu sytuacjom?
Z czego to wynika?

Czy nie wynika to z tego, że jesteśmy podłączeni do zbioru z którego płyną te archetypy?
Jakakolwiek więź ze owym zbiorem czyni nas podatnymi bardziej lub mniej z archetypami w nim działającymi, a przede wszystkim z archetypami najbardziej ogólnymi, czyli mającymi najwięcej mocy zbiorowej.

Inaczej stwierdzając, są to owe więzi karmiczne. Jeszcze inaczej określając, są to więzi wytworzone przez sam umysł, nie ważne czy nasz, czy inny, wystarcza gdy nasz je do siebie dopuścił.
W ten sposób wszelkie doświadczane przeżycie znajduje swoje źródło w umyśle, Choć często w bezpośrednim odbiorze umysł nie jest już bezpośrednim odbiorcą, ani bezpośrednią reakcją, gdyż w przeszłości sam wytworzył cały zespół dodatkowych narzędzi reagujących bezpośrednio na określone zdarzenie. Takimi wypustkami umysłu są np. zmysły.

Takie chwile, jak ta, może nam uświadomić - kim jesteśmy i czemu podlegamy.
Możemy postawić pytanie: Czy my tym jesteśmy?
Czy pomimo doświadczania jesteśmy doświadczanym stanem?
Co zatem powoduje, że stan ten nad nami panuje?
Co powoduje jego ogromną siłę?

Siła ta pokazuje jak wielka jest moc uwarunkowań jakie budowaliśmy przez liczne żywoty.
Czy można strzeleniem palców uwolnić się od uwikłań tworzonych przez wieki?
Konieczna tu jest długotrwała praca.

Nasze przeżycia zaś ukazują nam jak wiele jej jeszcze jest przed nami.

Czy znaczy to by nic nie przeżywać?
Nie.
To znaczy, by wypracować doskonałe przeżywanie, oraz świadomość tego czym są sprawy je powodujące.
Chodzi o takie przeżywanie, które nie kontroluje człowieka wbrew niemu.
Jeśli zaś kontroluje, to tylko wtedy, gdy on chce jego doświadczać bez kontroli ze swojej strony.
Człowiek zaś w każdym momencie może wyjść z tego przeżycia.
Szybkość tego wychodzenia świadczy o różnicy w sile pomiędzy samym przeżyciem, a świadomością.
____________________

Jeśli nam zdarzy się doświadczać konkretnego przeżycia śmierci bliskiej nam osoby, to czy nie lepiej jest doświadczać naszej miłości ku tej osobie?
Miłości czystej i niezakłóconej cieniem smutku?
Co chcemy dać odchodzącej osobie? Miłość, czy smutek?

Łzy? One też mogą być ze szczęścia. Mogą tez być łzy miłości.


Pięknie to Jerzy napisałeś i dziękuję Ci za słowa oraz za wsparcie, jakiego mi udzielałeś.
Odnosząc się do powyższego, dorzucę parę myśli moich. A może wcale nie moich?

Zachowanie w sobie jakiejś niezależnej części umysłu, która nie jest zaangażowana w bezpośrednie doświadczanie konkretnej sytuacji, a właściwie zachowanie swobodnego dostępu do tej części - uchronić nas może od „utożsamienia się” z doświadczeniem. Bo ta część umysłu (świadomości) podsunie nam w odpowiednim momencie wiedzę odpowiednią na dany czas i stosownie do sytuacji.
Wówczas śmierć bliskiej osoby nie będzie jawić się nam jako jej śmierć, lecz jako powrót do życia innego, pełniejszego, bo pozbawionego ograniczeń materialnych.
Wówczas zamiast łez rozpaczy pojawiać się będzie szczera i pełna miłości rozmowa z osobą, która opuściła już swoje ciało. I ciało leżące w trumnie będzie jedynie łącznikiem, wyzwalaczem wspomnień, więzi, nie zaś przyczyną łączenia się z archetypem śmierci człowieka.
Nie obejmie nas wtedy w posiadanie archetypowy stan, bo mając nie zaburzoną świadomość i swobodny dostęp do prawdy i wiedzy, wzniesiemy się ponad ten stan.
Zamiast rozpaczać, łączymy się wtedy z osobą, która wciąż jest i dajemy jej siebie, na ile możemy. Dajemy naszą miłość, wzmacniamy duszę, która jeszcze jest w pobliżu i dajemy jej wolność. Bo rozpacz zatrzymuje, wiąże, zaś jej brak, daje wolną drogę. A dusza powinna odejść bez obciążeń naszą niezgodą na jej odejście.
Śmierć bliskiej osoby, to przede wszystkim egzamin dla nas, test na naszą dojrzałość duchową. Co nie znaczy, że jakąś cząstką człowieka nie zapłaczemy, żegnając się na krótko.

Dziękuję Ci, Przyjacielu ...... Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Igmana (ptak) dnia Nie 12:05, 06 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:09, 06 Lip 2008    Temat postu: Śmierć wg Indian

ptak napisał:

...
Wówczas śmierć bliskiej osoby nie będzie jawić się nam jako jej śmierć, lecz jako powrót do życia innego, pełniejszego, bo pozbawionego ograniczeń materialnych.
...
I ciało leżące w trumnie będzie jedynie łącznikiem, wyzwalaczem wspomnień, więzi...
Nie obejmie nas wtedy w posiadanie archetypowy stan, bo mając nie zaburzoną świadomość...
Zamiast rozpaczać, łączymy się wtedy z osobą, która wciąż jest i dajemy jej siebie, na ile możemy. Dajemy naszą miłość, wzmacniamy duszę, która jeszcze jest w pobliżu i dajemy jej wolność. Bo rozpacz zatrzymuje, wiąże... A dusza powinna odejść bez obciążeń naszą niezgodą na jej odejście.
...
Co nie znaczy, że jakąś cząstką człowieka nie zapłaczemy, żegnając się na krótko.
...


Witaj Ptaku

Cieszę się, jeśli okazałem się choć odrobinę przydatny Smile
Wybrałem z tego co napisałaś niektóre fragmenty, najbardziej chyba odzwierciedlające istotę Twoich wypowiedzi. /Jeśli nie to popraw mnie./ Wypowiedzi jakże słusznych w określonym czasie. I przez określony czas. Dlaczego?
Wyjaśnienie będzie dalej.
W każdym razie to - co napisałaś - niejednemu może okazać się pomocne. Dlatego ma swoją mądrość i zasadność.
Do tego napisałaś to jako osoba przeżywająca.
Co nadaje dodatkowej wartości.

Wiele rzeczy piszą ludzie, piszemy zatem i my Smile
Ciągle jednak powinniśmy badać nawet to, co sami napisaliśmy.
Dlatego niejeden człowiek widzi określone sprawy w sposób mądry.
Zawsze jednak można jeszcze mądrzej.

Ostatnio w moim domu znalazła się książka "Rio Anaconda" Wojciecha Cejrowskiego. Nie czytam tego rodzaju literatury. Jednak niektóre jej urywki zostały mi przeczytane. Zachęciło to mnie do zajrzenia do niej. Znalazłem mnóstwo niezwykle zajmujących spraw. Okazało się, że to książka jak najbardziej dla mnie. Jest w niej bowiem wiele o życiu Indian.
O wiedzy Indian wiele już czytałem wcześniej. Zaś czytając o wynikach współczesnych badań naukowych na gruncie psychotronicznym, odkryłem że Indianie wiedzieli i znali to, co współcześni dopiero odkrywają i na czego dopiero są tropie.

Oto co czytamy o wiedzy Indian na stronie 38:
    "Indianie twierdzą, że duchy otaczają nas zewsząd na podobieństwo mgły. Obcujemy z nimi fizycznie, nie zdając sobie z tego sprawy. To dlatego, że Kraina Zmarłych jest przyklejona do naszej rzeczywistości - oba światy przylegają do siebie ciasno i przenikają się nawzajem.
    ...
    Wśród ciał astralnych panuje tłok..."


I na stronie 17:
    "... śmierć to część indiańskiego życia. Część bardzo dobrze oswojona. Nikt się jej nie boi.
    ...
    Śmierć to przejście z jednego normalnego stanu życie w inny; także normalny.
    ...
    Nikt z nas nie zapłacze nad bryłką lodu, że już nie jest wodą. Nikt nie będzie płakał po wodzie, że już wyparowała. podobnie Indianie nie płaczą po ludziach... Podchodzą do tego ze spokojem."


Pamiętasz jak Ci pisałem, że Spokój stoi ponad Miłością?


Kontynuuję ze str.17 - 18
    "Po śmierci są pewne czynności, które należy wykonać. I żadną z nich nie jest płacz. Przeciwnie - płacz jest jak najbardziej niewskazany, bo przytrzymuje zmarłego na tym świecie. Dopóki płaczesz po kimś, on nie może spokojnie odejść. Dopóki płaczesz, myślisz, kochasz... zmarły tkwi jedną nogą w ziemskim świecie, jak w potrzasku. To bolesne tkwienie - rozdarcie miedzy bytem a jestem.
    ...
    ...psychiczna pępowina pęka i zmarły zostaje uwolniony do zaświatów - rodzi sie do nowego życia... To ostateczny koniec ziemskiego żywota. I ostateczny początek żywota wiecznego. Dopiero wtedy można ducha spokojnie zaprosić spokojnie do domu.
    Dopiero wtedy, bo najgorsze są wszelkie stany pośrednie i brak zdecydowania, kim się jest. Najgorsze i niebezpieczne."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 7:36, 22 Sty 2012    Temat postu: Śmierć światów

JJW111000757

Umieram, co chwilę.
I tak często zmartwychwstaję.
Stale jestem feniksem.

Czym bowiem jestem?
Czym jest człowiek?

Jestem przecież także pamięcią.
A przecież stale wszystko znika z pamięci.
By się pojawić.
Stałe znikanie i pojawianie się sprawia,
Że postrzegam to jako swój byt.

Ta zmienność jest stałym umieraniem
I zmartwychwstawaniem.
Jednak poza tym wszystkim,
Poza ciałem
Poza pamięcią
Jest Coś
Czym Jestem.
Co jest Nieśmiertelnym.
Dla którego nawet nie ma końca świata.
Bo przemijanie świata
Jest tym samym dla Niego
Co chwilowe zapomnienie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Nie 7:38, 22 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aneczka_brie




Dołączył: 08 Mar 2012
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:32, 08 Mar 2012    Temat postu:

Ja także bardzo dziękuję Ci, za te wszystkie piękne słowa, które napisałeś tutaj. Czytanie takich rzeczy bardzo pomaga mi, zwłaszcza teraz, gdy zaledwie miesiąc temu odniosłam niezwykłą stratę. Zmarła niezwykle bliska mi osoba. Po ciężkiej i dlugiej chorobie, i trudno mi się z tym faktem pozbierać. Ale Twoje słowa sprawiły, że zrobiło mi się lżej na duszy, mam nadzieję, ze na dłuższy czas. Dziękuję Ci bardzo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:09, 08 Lut 2015    Temat postu: Wdzięczność

JJW111000908

Dziękuję z głębi serca za to, że spotykam tak wdzięczną Duszę, jaką Jesteś.
Piękno jest bowiem odbiciem Boga.
Zaś oglądanie Boga jest najmilsze w świecie.

A szczególnie raduje mnie, gdy tu istniejąc, mogłem swoją pracą okazać się pomocny tak Miłej Duszy.

Jak widzisz piękno stanu wdzięczności jest żywe po latach.
Jak i było wtedy, gdy czytałem Twój post zaraz po tym, jak go wysłałaś.
Dziękuję za to, że są takie dusze.
Szczęściem jest spotykanie ich.

Jerzy Karma

P.s.
Któż z ludzi nie traci swoich bliskich?
Niedawno dotknęło to jednego z forumowiczów www.boga.fora.pl
W związku z czym napisałem jeszcze poniższy artykuł.

Jerzy Karma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:17, 08 Lut 2015    Temat postu: Nasze tragedie

JJW111000909

Miliony osób doświadczyło, kolejne miliony doświadcza, a jeszcze kolejne będą doświadczać rodzinnej, czy osobistej tragedii.
Mam tu na myśli takie przykre zdarzenia, których doświadcza się szczególnie głęboko wewnętrznie.
Tak głęboko, że nikt tego nie pojmie – póki sam podobnego nie doświadczy.
Doświadczenia takie leżą bowiem poza mentalną zdolnością pojmowania.
A jednak tak silnie ich doświadcza każdy – kogo dotkną.
Tak silnie, że nie spodziewa się wcześniej tego, iż może przeżywać cokolwiek aż w taki sposób.
Świadczy to i może pouczyć człowieka o kilku rzeczach.
Pouczyć w formie podpowiedzi, oraz w formie pytań, bowiem pytania są na tyle podpowiedzią, na ile jest nią ta wiedza, dzięki której je zadajemy.
Pierwszym pouczeniem jest ów sam rodzaj przykrego przeżycia, oraz to, że świadomość mentalna nad nim nie panuje.
I na tym gruncie może człowiek postawić pytanie:
Co we mnie przeżywa – co doświadcza? Skoro umysł mentalny teraz nie panuje nad tym. Zaś fizyczne ciało, gdyby było martwe – także by nie przeżywało.
Zatem nie przezywa ani samo ciało fizyczne, ani sam umysł mentalny! Ani też oboje, gdyż każde z nich ma z tym problem i trudność w zapanowaniu nad tym.
Jest człowiek zatem czymś więcej.
Kim jestem, gdy przeżywam coś takiego?

W tylu księgach wspomina się o istnieniu duszy …
Czyżby to dusza przeżywała? – tak zapyta każdy bezstronny badacz, wolny od wiary i wolny od niewiary.
I dlaczego też mówi się o piekle dla grzeszników? Skoro ciało fizyczne leży wtedy już bez czucia, a jego rozum nie odpowiada na nasze wezwania. Co wg posiadanych zmysłów wskazuje na to, że umysłu wołanego już nie ma.
I nawet jeśli jest, lecz poza zasięgiem ludzkich zmysłów, to dla nich go nie ma.
Co zatem po śmierci ma cierpieć w mitycznym piekle?
Czy nie to samo, co cierpi głęboko podczas życia człowieka?
Czy to może owe mityczna dusza cierpi?
A skoro cierpi – to jest.
Jeśli zaś jest, to nazwanie jej mityczną nie zmienia jej istnienia, a wręcz podkreśla to jak dawno znano tę prawdę.

Pytanie jednak pojawia teraz się inne.
Dlaczego dusza ta cierpi?
Z pewnością dlatego, że jest wrażliwa. Jednak nie o to nam chodzi w tym, gdyż inne dusze w podobnej sytuacji, lecz w innych rolach będąc, niekoniecznie będą cierpieć to samo.
Dlaczego wrażliwość danej duszy uległa poruszeniu?
Odpowiedź jest taka: Z powodu związków.
Związków postrzeganych jako zewnętrzne i wewnętrzne: z osobami, z przedmiotami; oraz z cechami, przekonaniami, zmysłami, celami.

Dusza ma tendencję do wytwarzania związków. Bycie w związku należy do jej natury.
Skłonność do związku oraz rodzaje związków są przyczyną powstawania różnych pragnień, których rodzaj wynika z rodzaju związku.
Następnie rodzaj związku w przypadku jego utraty, powoduje odpowiedni takiej sytuacji rodzaj cierpienia duszy.

Dusza wchodząc w ciało fizyczne wchodzi w związek z nim tak silny, że utożsamia się z nim. Następnie z powodu swojej tendencji wchodzi w związek ze światem w którym się zjawiła i dlatego automatycznie przyjmuje jakąś część wzorców tego świata. Szczególnie tych wzorców, które pouczają ją o tym, co uchodzi w tym świecie za związki. I dusza automatycznie wchodzi w takie związki o ile nie ma związków z blokadami przed nimi. (Bowiem dusza przychodzi do świata już będąc w związkach karmicznych, które są już jej osobistymi cechami – wytworzonymi w trakcie przeżyć w relacjach w poprzednich wcieleniach.) Są to przede wszystkim związki rodzinne. Rodzina bowiem z natury oznacza kogoś bliskiego, a zatem bliski i najbardziej zbliżony do prawdziwego związek.
Dlatego utrata najbliższej osoby jest doświadczana w sposób tak bolesny dla duszy.
Im silniejszy był związek, tym ból jest większy.
Działa to jak prawo akcji i reakcji.
Nie da się tego wytłumaczyć na gruncie czysto materialnym, chyba że łącznie z elektrycznością i magnetyzmem, które to procesy są znane i w świecie materialnym.
Dusza oprócz ciała fizycznego posiada ciało astralne. Rdzeń astr nie znalazł się tu przypadkowo. Ma on bowiem związek z astronomią i z astrologią. Ciało astralne jest bowiem osobistym mikrokosmosem danej duszy. Każdy związek jakiego doświadczała wytworzył w nim swoje skupisko – wiązkę energetyczną, która stała się gwiazdą na firmamencie osobistego mikrokosmosu. Tam odbite jest każde uczucie, każda myśl, przeżycie. Każda emocja. I wszystko to jest w ciągłym ruchu. Niezupełnie jednostajnym. Wszystko oddziałuje na siebie i … czasem może wytworzyć nowe nieoczekiwane skupiska – na wskutek tego ruchu. Staną się one kolejnymi siłami karmicznymi, niespodziewanymi i oddziaływującymi tak samo jak te, które dusza stworzyła sama bezpośrednio swoim życiem.

To właśnie konfiguracja tego mikroastralu, mikrokosmosu, decyduje o świecie, czasie i miejscu kolejnego wcielenia duszy. Rodzi się w najbardziej odpowiadającym jej układzie kosmicznym. Odpowiadającym jej karmie, bo ów mikrokosmos, ciało astralne, jest niczym zapis karmy.
Te karmiczne skupiska astralu, przejawiają się jako uczucia, emocje, a nawet jako myśli, także popędy, skłonności.
Są one tak silne, że dusza chcąc nie chcąc utożsamia się z nimi i bierze je za swoją osobowość, czy swoją naturę.
Choć w rzeczywistości jest to natura danego wszechświata i przyjęta przez duszę od danego wszechświata.
Silne utożsamienie sprawia, że uwolnienie się od tych programów astralnych jest przez dusze odbierane jako wyrzeczenie.
Jako pokonywanie samej siebie. Jako umieranie, bowiem dusza wyrzeka się stopniowo własnej osobowości – tej, która wikła ją karmicznie. Jednak to właśnie jest jedyną drogą do wyzwolenia od problemów wynikających z astralnych programów – pokonywanie związków z własnymi cechami, oczekiwaniami, nastawieniami, pragnieniami.
Niektórzy myślą, że ma to być walka z nimi. Walki jednak mogą trwać w nieskończoność. Kto stale walczy – ten wygrywa i przegrywa. Walczy, bo ciągle trwa w swojej karmie. Walka sprawia, że wielu przestaje walczyć. Ci zaś, co walczą – walczą, bo tkwią w karmie. To z nią walczą.
Dlatego walka nic nie pomoże. Walka nie wyzwala.
Wyrzeczenie nie może polegać na walce. Nie może polegać na silnym oporze.
Nie może być walką z ciałem. Dlatego, że to co jest w ciele nie pochodzi z ciała.
Wyrzeczenie musi zaczynać się w nastawieniu. Należy wyrzec się swojego wcześniejszego nastawienia. Pracować nad stopniowym uwalnianiem się od niego. Stopniowym, to znaczy, że stare nastawienie będzie ciągle przez długi czas odżywać, pojawiać się, i trzeba cierpliwie uwalniać się od niego poprzez nie utożsamianie się z nim. Zaś w miejsce starego utożsamienia widzieć siebie wolnym od starej osobowości. W miejsce tego widzieć nową i z nią siebie coraz silniej utożsamiać.
Co jednak ma być tą nową osobowością?
Skoro dusza z natury poszukuje związku.
Nowa osobowość nie może związywać się z tym, co jest ciałem-formą przemijającą, ani z tym, co jest niedoskonałe.
Doskonały jest Bóg i tylko z Nim związek jest jedyną i prawdziwą osobowością duszy.
Inaczej dusza zwiąże się z siłami natur materialnych i będzie posiadała osobowość złożoną z nich i zależną od nich. Dlatego także (oprócz szczęścia) będzie doświadczać cierpienia.

Tak naprawdę ta nowa prawdziwa osobowość nie jest nowa, gdyż jest pierwotną osobowością duszy. Została tylko przykryta przed świadomością duszy, zatem zapomniana. Jedni zapomnieli ją bardziej, a inni mniej. Ci, którzy zapomnieli bardziej stali się ateistami, gdyż zapomnieli nawet na płaszczyźnie odczuciowej. Nie czują i nie pamiętają odczuwania istnienia Boga.
CI, którzy jeszcze mocno nie zapomnieli, są wierzącymi, gdyż łatwo jest im jeszcze przyjąć do świadomości to, że Bóg istnieje. Jednak się uwikłali w materialną naturę, jej sprawy, oraz sprawy innych dusz – które też się uwikłały w nią – zaabsorbowały ich myśli i uczucia. Co niestety najczęściej prowadzi do upadku, o ile nie towarzyszy temu dobroczynność.
Dlatego dobre uczynki i właściwe działanie są tak bardzo istotne na drodze ku wyzwoleniu.
Bez nich nie ma wyzwolenia.
Jednak one same nie są wyzwalające. One same także mogą prowadzić do uwarunkowania.
Wyzwalające jest tylko dążenie do kontaktu z Bogiem.
Jak jednak to osiągnąć w tych warunkach, gdy dusza utraciła relację z Bogiem?
W taki sposób utraciła, że zamiast widzieć Boga, widzi świat materialny z którym ma związki.
W takiej sytuacji jedyne co jej pozostaje do zrobienia w tym kierunku, to myślenie o Bogu. Kierowanie na Niego swojej uwagi, swoich uczuć. To może być początkiem odnowienia więzi duszy z Bogiem i jedyną formą więzi dla duszy tkwiącej w świecie materialnym. I to jest drogą ku wyzwoleniu. Dobre uczynki zaś sprzyjają temu. Zaś złe szkodzą.
Od siły koncentracji na osobie Boga zależy uwolnienie duszy od trosk i niedoli tego wszechświata.
I choć komuś może subiektywnie wydawać się, że jego siła koncentracji, czy wiary, jest wielka, to jednak życie pomaga zweryfikować skalę jego osobistej siły. Poucza, ile dusza ma przed sobą do zrobienia dla siebie – dla swojego duchowego wyzwolenia.
Ta nauka o związku z Najwyższym Bogiem jest bardzo starożytną nauką. Głosiło ją wielu mistyków i mędrców, oraz świętych osób. Zaś dla zwykłych ludzi zawsze była trudna do pojęcia.
Zwykli ludzie łatwo ulegają reakcjom płynącym z ich działań, pracy, kontaktów z innymi, czy myśli swoich i innych. To wszystko ich wiąże i zniewala. One zaś żyją w przekonaniu, iż te reakcje płyną z ich wolności.
Zaś to przekonanie trzyma je w stanie niewiedzy o sobie.
Poddają się temu bez żadnej walki, a jeśli walczą to o utrzymanie tego stanu.
Jedynym ratunkiem dla nich jest czytanie Pism Świętych i czerpanie z nich tego, co będzie je oświecać.
Odrzucanie zaś wszystkiego, co może je zabrudzić.
Zabrudzenia takie mogą powstawać z wielu powodów. Z powodu czytającego umysłu, jak i z powodu samej treści fragmentu Pisma. Nie ma potrzeby tutaj omawiania tego. Istotna w czytaniu jest koncentracja na tym, co wznosi ducha.

Należy też mieć na uwadze to, że im więcej związków dusza doświadcza w tym wszechświecie, szukając ich czy to jako rozrywki, czy jako wrażeń, tym bardziej będzie się mimowolnie wikłać w sprawy danego świata, i tym bardziej oddalać od swojego pierwotnego związku z Bogiem.
Im bardziej żyjemy wśród ludzi – tym trudniej jest uzyskać wyzwolenie. Z natury bowiem wchodzimy w relacje z nimi. Wikłamy się karmicznie. Trudno jest tak panować nad umysłem i sercem, aby będąc wśród ludzi, zachować koncentrację na związku z Bogiem. Do tego gdy nadal posiadamy bogaty astral i przywiązanie do niego. I nie chcemy się go pozbyć zostawiając go na tym świecie dla tych, którzy też są do niego przywiązani. Powinniśmy rozdąć te swoje bogactwo astralne i pozbyć siego jako naszego uwarunkowania.
Ten astral – ta nasza karma – powoduje, że jeszcze szybciej i silniej wikłamy się w najróżniejsze związki z innymi ludźmi, w życie kulturalne, polityczne, rozrywkowe, naukowe itd.
To nasza osobowość – którą traktujemy jako swoje największe bogactwo. Jako swoje ja – jako siebie. I nie chcemy się tego pozbyć.
Dlatego w tak wielu kulturach, ludzie chcąc się od tych zjawisk i procesów uwolnić udawali się żyć w odludnym miejscu. Rozumieli albo intuicyjnie wyczuwali, że życie wśród ludzi, oraz posiadana własna karma, nie ułatwiają wyzwolenia.
Zaś życie w odludnym miejscu znacznie je ułatwia.

Nie znaczy to jednak, że życie wśród innych czyni wyzwolenie niemożliwym.
Kto bowiem zdoła oczyścić swój umysł i karmę odpowiednio, ten i żyjąc wśród innych osiągnie wyzwolenie. Warunkiem jest silna koncentracja na Bogu. Czystość karmiczna pozwalająca odczuwać Boga w swoim sercu. I nawet możliwa jest miłość do ludzi, miłość która nie wikła, a która płynie z miłości do Boga.

    „Kto rozumie, że sprawcą wszystkich czynów nie jest nikt inny jak tylko te guny natury i kto zna Najwyższego Pana, który jest transcendentalny wobec nich wszystkich, ten osiąga Moją duchową naturę.
    Kiedy wcielona istota jest w stanie pokonać te trzy guny związane z materialnym ciałem, wtedy może uwolnić się od narodzin, śmierci, starości i niedoli, które się z nimi wiążą. I jeszcze w tym życiu może rozkoszować się nektarem.
    Arjuna zapytał: Mój drogi Panie, po jakich oznakach można poznać osobę, która jest transcendentalna w stosunku do tych gun? Jakie jest jej zachowanie i w jaki sposób pokonuje ona te trzy siły natury?
    Najwyższa Osoba Boga rzekł: O synu Pandu, kto nie żywi nienawiści do oświecenia, przywiązania i ułudy, kiedy są obecne, ani tęskni za nimi, kiedy znikną; kto pozostając neutralnym, transcendentalnym i niewzruszonym wobec wszelkich tych reakcji materialnych cech, wiedząc, że jedynie guny są aktywne; kto jest utwierdzony w jaźni i tak samo traktuje szczęście i niedole; jednakowym okiem patrzy na grudkę ziemi, kamień i kawałek złota; kto jest jednakowy wobec rzeczy pożądanych jak i niepożądanych; kto jest zrównoważony i jednakowo odnosi się do pochwał, jak i do oskarżeń; kto pozostaje niezmienny wobec honoru i dyshonoru; kto traktuje wrogów na równi z przyjaciółmi; kto porzucił wszelkie przedsięwzięcia materialne - taki człowiek pokonał guny natury materialnej.
    Kto całkowicie angażuje się w służbę oddania, kto nie upada w żadnych okolicznościach, ten od razu przekracza guny natury i wznosi się na płaszczyznę Brahmana.” Bhagavad-gita, Rozdz. 14, Tekst 19-26


Brak przywiązania do spraw tego wszechświata jest ważnym narzędziem do uwolnienia.
Wiele osób zastanawia się co stało się przyczyna tego przywiązania, gdzie jest jego początek.

    „Najwyższa Osoba Boga rzekł: Istnieje niezniszczalne drzewo figowe rosnące korzeniami w górę, gałęzie zaś mające w dole, a liśćmi jego są hymny wedyjskie. Kto zna to drzewo ten jest znawcą Ved.
    Gałęzie tego drzewa rozprzestrzeniają się w górę i w dół, odżywiane przez trzy siły natury materialnej. Gałązki zaś reprezentują przedmioty zmysłów. Drzewo to ma również korzenie idące w dół i te związane są z pracą społeczeństwa ludzkiego, której celem jest osiągnięcie korzyści.
    Prawdziwej formy tego drzewa nie można dostrzec w tym świecie. Nikt nie może zrozumieć, gdzie się ono kończy i gdzie zaczyna, czy też gdzie jest jego podstawa. Ale z całą determinacją należy ściąć to mocno zakorzenione drzewo narzędziem, którym jest brak przywiązania. Następnie zaś należy odszukać miejsce, z którego - raz tam dotarłszy - nigdy już się nie powraca, i tam podporządkować się Najwyższej Osobie Boga, od którego wszystko się zaczęło, i z którego wszystko emanuje od niepamiętnego czasu.
    Kto wolny jest od złudzenia, fałszywego prestiżu i niewłaściwych związków, kto rozumie wieczne, uwolniwszy się od materialnej żądzy oraz dualizmu szczęścia i nieszczęścia, i kto - nie zwiedziony - wie w jaki sposób podporządkować się Najwyższej Osobie, ten osiąga wieczne królestwo.” Bhagavad-gita, Rozdz. 15, Tekst 1- 5


Jerzy Karma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Przeznaczenie i wolna wola Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island